Nierzadko spotykałem się w życiu z osobami twierdzącymi, iż nie umieją gotować - choć część z nich chciałaby. Jeżeli ktoś uważa że nie umie gotować, domyślam się iż rozumie przez to, że np. nie posiada niezbędnego wyczucia kulinarnego - lub też nie czuje się komfortowo w kontekście wdrażania w życie ścisłych przepisów kulinarnych. Człowiek taki może też postrzegać tematykę kulinarną jako dziedzinę "tylko dla wtajemniczonych specjalistów". Może np. uważać, iż nie ma głowy (predyspozycji) do samodzielnego wymyślania nowych potraw, czy wręcz uznawać książki kucharskie jako jedyne wiarygodne ich źródło.
Bazując na Własnych doświadczeniach z gotowaniem, czy ogólniej przyrządzaniem posiłków, dowiedziałem się czegoś ciekawego na powyższy temat.
Zacznijmy od tego, iż Sam również nie lubię przepisów oraz nigdy nie czułem się komfortowo z ich realizacją. Jednocześnie uwielbiam gotować, a pomysłów na nowe dania mam więcej, niż mogę zrealizować. Obserwując "z zewnątrz" niektórzy postrzegali Mnie, jak gdybym miał "wielki talent" do tworzenia unikatowych kulinarnych koncepcji - podczas kiedy Sam nie interpretuję tego w taki sposób. Jak to możliwe?
Przede wszystkim istnieje jeden kluczowy powód, dzięki któremu mogę gotować - nie lubiąc i generalnie nie korzystając z przepisów: uznanie, iż mogę to robić Sam - i będzie równie dobrze, o ile nie lepiej. Aby przyjęcie takiej postawy było w ogóle możliwe, potrzebowałem jednak nie uznawać sztuki kulinarnej za "czarną magię dla wtajemniczonych". Innymi słowy, wziąłem sprawy w Swoje ręce :) .
Początki były skromne, gdyż w tamtym czasie zwykle gotowali Rodzice, więc generalnie w ogóle nie potrzebowałem tego robić. Czasem jednak miałem ochotę coś przekąsić i czułem, że właściwie mógłbym przynajmniej spróbować i sprawdzić, czy udało by się samemu, tym samym stając się kulinarnie niezależnym. Najczęściej przyrządzałem Sobie jajecznicę, gdyż wydawała Mi się ona banalnie łatwa: ot, wrzucić jajka na patelnię i rozbełtać. Począłem więc tak czynić. Z jajecznicą był jednak pewien problem: klasycznie przyrządzana odrzucała Mnie czasem nie w pełni ściętymi jajkami. Poza tym w tamtym czasie nie przepadałem za obecną w niej smażoną cebulką. Kiedy więc przygotowywałem Sobie jajecznicę, upewniałem się iż jajka na pewno dobrze się zetną, plus nie dodawałem cebuli. W efekcie otrzymywałem jajecznicę dość różniącą się od klasycznego konceptu: "spaloną" oraz bez cebuli. Jajecznica tak naprawdę nie była spalona, niemniej dla części osób taką się zdawała - z uwagi na fakt iż dbając o nieścinające się jajka odkryłem, że smakuje Mi bardzo ich sensownie spieczona forma :) . Było to jedno z Moich pierwszych odkryć, iż jestem w stanie samodzielnie przyrządzić coś smacznego i że - co ważniejsze - może Mi to smakować znacznie bardziej, niż "przepisowa" forma.
Skoro tylko uświadomiłem to Sobie, począłem dalej eksperymentować. Udało się raz, może udawać się dalej - czułem się do tego skutecznie zachęcony. Do następnych jajecznic zacząłem dodawać różne rzeczy i sprawdzać, jak Mi to smakuje: ketchup, musztardę, majonez, inne (niż tylko sól i pieprz) przyprawy, ogórek, pomidor, żółty ser... podekscytowany często smakującymi Mi efektami wkrótce dodawałem wszystko co tylko przychodziło Mi do głowy, nie kierując się niczym ponad Własnym gustem smakowym.
Powyższy przykład ilustruje, w jaki sposób zyskałem ogromną swobodę kulinarną bez potrzeby zawracania Sobie głowy przepisami, czy utartymi konwencjami. Z biegiem czasu poprzez Własne eksperymenty poznałem mnóstwo innych konceptów, które wybitnie Mi smakowały - a których nie poznałbym, trzymając się utartych kulinarnych norm i schematów. Wkrótce stało się dla Mnie jasne, jak powstają przepisy z książek kucharskich, czasopism kulinarnych, czy restauracji: dzięki eksperymentom ich autorów, którzy jednak - co warto zauważyć - nierzadko przywiązują dużą wagę do stereotypów (np. uznając tylko jedną słuszną formę jajecznicy). Podobnych przykładów jest jednak mnóstwo.
W tym miejscu pragnę zauważyć, iż aby dodawać do Jajecznicy przeróżnych składników, nie potrzebowałem talentu ani specjalistycznej wiedzy, nie potrzebowałem też kulinarnego wyczucia - w końcu wystarczyło tylko dodawać czegokolwiek co tylko przychodziło do głowy, a jeśli któryś eksperyment Mi nie posmakował, po prostu nie powracałem do niego. Częściej jednakowoż efekty Mnie zadowalały - a wraz ze wzrastającą ilością eksperymentów coraz częściej (dziś przygotować coś nie w Moim guście zdarza się niezwykle rzadko).
Wniosek jaki wyciągnąłem z powyższych doświadczeń: gotowanie może być zaskakująco proste i przystępne, pełne swobody (pozbawione sztywnych ram gotowych przepisów) oraz dobrej zabawy (płynącej ż nieskrępowanych eksperymentów w duchu "Czyń cokolwiek, co tylko przyjdzie Ci do głowy"). Ponadto jednakowoż może być ono dzięki temu dostępne dla wielu osób, które uważały dotąd, że jest poza ich zasięgiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz