2004.02.04
Obudziłem się, czując wiosenne powietrze wokół mnie. Właściwie to było trochę dziwne uczucie. Jak gdyby niezdecydowane. Spałem w Liliowym Zamku już od wielu dni i chyba w końcu wyzdrowiałem. Przyznam jednak, że nie potoczyło się to tak, jak przypuszczałem. Tutaj doznałem zaskoczenia we własnym kontekście. Nie wiedziałem, że Za Oknem potrafi tak bardzo odkładać się we mnie i czekać... na odpowiedni moment. Najważniejsze jest jednak to, gdzie jesteś bardziej: tu, czy Tam. Czym bardziej jesteś Tam, tym mniejsze oddziaływanie grawitacji z Za Oknem na Ciebie.
Pewien Człowiek rzekł niedawno, że to smutne. Oddalanie się od tego, do czego przywykło większość ludzi. Wyrzekanie się nieba na Ziemi. Nie szukam nieba na tej planecie. W tym świecie. Nie. Mam swoje powody, by tego nie czynić. Nie są to powody prozaiczne, lecz wnioski, ciągle konstruowane przeze mnie z czasem, z którym się tylko przy nich utwierdzam. Smucić się? Ile? Całe życie? To chwila. Życie ludzkie jest zbyt krótkie. Mgnienie oka, mrugnięcie powieki, powiadam. Nawet, jeśli żyjesz sto lat... to nic. Nie chciałbym być nieśmiertelnym człowiekiem. Są lepsze miejsca, niż Ziemia. Tutaj wszyscy grają w pewną grę, w którą gram i ja, na swój sposób. Chyba najgorszą rzeczą jest to, że tak wiele osób się przejmuje, w tym ja również. Nie jest smutne moje oddalenie, smutne jest właśnie to przejmowanie się, smutna jest grawitacja codzienności, smutne są ruchome piaski życia, w których nieświadomie tonie wiele ludzi. To jest smutne. To, że wiele osób gubi się, z przesłoniętymi karierą oczami. To, że Wartości przez wielkie "W" przez wielu traktowane są, niczym "weekendowa przyjemność", luksus wolnej chwili. Smutne jest to, że człowiek staje się bardziej ciałem, niż Duchem. Zapomina o sobie tak naprawdę, maksymalnie identyfikując się z ziemską powłoką i ziemskimi sprawami. To jest smutne dla mnie, albowiem gdy widzę takiego człowieka, nie widzę w nim Ducha.
Zostaliśmy z Lilianne sami w Liliowym Zamku. Opowiadamy sobie wiele rzeczy. Dużo rozmawiamy, spacerując po komnatach, ogrodzie. Lilianne jest tutaj naprawdę szczęśliwa. Kiedy patrzę na Nią, myślę, że naprawdę nie chciałbym Jej widzieć na Ziemi. To dobrze, że jest właśnie tutaj. Że robi to, co lubi, że emanuje Miłością, Magią Kreacji. Być może ja również osiądę w jakimś malowniczym zakątku Gdzieś Tam, gdy tylko nadejdzie czas. Nie pamiętam... Evelyn, wiele nie pamiętam. Ale przypomnę sobie. W jednej chwili wszystko sobie przypomnę, za chwilę, dosłownie za jedną, życiową chwilę. I będę trwał. Przede wszystkim jednak pragnę spotkania z Nią. Martwi mnie to, że życie wydaje się nierzadko tak atrakcyjnym Tutaj... życie ludzkie. Z racji swojego egzotycznego, ograniczonego charakteru. Tyle razy, i ciągle to samo. Jest jeszcze tyle znaków zapytania, jak bardzo pragnę obudzić się na zawsze, znów na zawsze, Tam - i zlikwidować te znaki. Wiedzieć. I być Sobą. Być z Nią.
Nie szukam nieba na Ziemi. Z tą myślą obudziłem się, z tą myślą wczoraj zasnąłem. Niebo jest w nas. Droga do Domu jest w Tobie.
Opowiedziałem Lilianne, jak dziwnie czuję się w kontekście ziemskiej wiosny. Nie wiem, co to za uczucia - niepewność, brak gruntu pod stopami? Nie oczekuję od tej wiosny niczego. Pory roku zresztą nie mają większego znaczenia.
Ale niech dam sobie z tym spokój - niech się uśmiechnę pogodnie wewnątrz. Dlaczego mam się smucić? Jest dobrze... źle jest wtedy, gdy za bardzo przywiązujesz się do nieruchomej wizji, a przecież wszystko jest w ruchu. Trzeba ufać sobie. Bogu. WszechMiłości. Żyć z Bogiem, Bogiem, Miłością, emanować Pogodą Ducha. Żyć dobrze. Nie mogę nikogo zmieniać, ale mogę zaproponować pomocną dłoń. Mogę się starać być dobrym człowiekiem we własnych, tutejszych granicach. A w takim miejscu jak Liliowy Zamek, mogę czuć się bardzo dobrze, m.in. mogę czuć się potrzebny, sensowny, widoczny. Kiedy chorowałem, byłem mało widoczny tutaj. Wyglądałem prawie, jak duch. Za Oknem duchem jestem w sporym procencie, ale nie przejmuję się tym, kiedyś jeszcze czegoś chciałem, ale już nie chcę.
Lilianne pokazała mi różne odbicia nieba w lazurowych oczkach wodnych. Rozmyślaliśmy o chmurach. Spadł też wiosenny deszcz, który nas pozytywnie rozbawił. Kilkakrotnie przemknęła we mnie myśl, że jesteśmy tu sami, i że tak dobrze się czuję, właściwie dobrze się bawię, a kiedy śmiech umilknie, będę odpoczywał i będę wiedział, że wszystko jest w porządku, że jest ciepło, że Świetlistość egzystuje w nas i wokół nas. I że bardzo blisko mnie jest Twoja Myśl, Twój Duch. We mnie. Że jesteś integralną częścią mojej aury, tworzysz Świetlistość, moją Świetlistość, naszą tak naprawdę. Czy oni, tam, Za Oknem, dostrzegają Ciebie we mnie? Chyba nie. A może i tak... nie wiem.
Powiedziałem Lilianne o butelce. O symbolu. Tylko nadal nie wiem, co napisać, ale jestem pewien, że kiedy siądę nad kartką - będę wiedział. To wcale nie jest dziwne, pisać do Ciebie, gdy stoisz za moimi plecami, przy mnie. Właśnie o to mi chodzi.
Jest wiele gwiazd na niebie. Lilianne potrafi część z nich sprowadzić w noc, uczynić tymczasową ciemność, by one mogły rozjaśnić się własną pełnią. Przypominają mi na co dzień moje niektóre wiersze. Pamiętasz? Ja, przyznam, nieraz tęskniłem (i może to się jeszcze zdarzy) do zaokiennych doznań niektórych. Lecz wszystko, co moje, odnajduję w sobie. Mój świat, nasz świat - jest Gdzieś Tam. Ziemia w świetle tego świata jest nocą, przetkaną takimi właśnie gwiazdami, a te gwiazdy stanowią jedyne pocieszenie. Dzień nie jest jasny. Wydaje Ci się, że dzień jest dla mnie jasny? Wiesz, na czym polega jasność dnia dla mnie? Jest martwa. Jakby to powiedzieć... bez połysku. Ta jasność jest dla mnie jednoznaczna z ciemnością. Promienie światła nie mogą ślizgać się po niej i przepływać. Giną w niej. Ciemność, jednoznaczna, odkryta, jest o tyle lepsza, iż w ciemności mogę dostrzec gwiazdy. A gwiazdy stanowią pocieszenie.
Wiem, że Ty nie jesteś wiosną, która jest na swój sposób atrakcyjna. Nie jesteś aurą. Ty jesteś Przyczyną - reszta, to efekt. Zastanowiłem się i doszedłem do wniosku, że Lilianne czeka na kogoś w Liliowym Zamku. Nie chce się stąd ruszać, bo czeka na kogoś. Poświęciła się własnej pasji, jak pewien człowiek, już w astralu, którego opisał swego czasu pan Monroe. Ona czeka. Zdobyłem się na rozmowę z Nią o tym, lecz nie rozmawialiśmy długo. Jej spojrzenie powiedziało mi wszystko, lecz wiedziałem, że - ku mojej radości - Ona odnajdzie w mym sercu podobny blask. Pielęgnowaną pochodnię, latarnię morską. Tyle że moje ciało pływa po powierzchni jeziora codzienności, gdzie pełno innych osób. Z zamkniętymi oczami, lub otwartymi, spoglądającymi w słońce, by wypaliło wzrok i bym znów mógł zatopić się w ciemności, i ujrzeć gwiazdy. Rozumiemy się... to dla mnie wielki dar.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz