Interesy

2004.02.17

Obudziło mnie łomotanie w drzwi przedziału. Przetarłem oczy, lekko się przeciągając, prawą ręką starałem się odszukać w mroku przycisk włączający światło. Gdy go odnalazłem i rozświetliłem swój przedział, krzyknąłem, aby mój gość chwilę poczekał, nie dlatego, aby się jakoś ogarnąć (nie zależało mi na tym), lecz po to, by uporać się z zasłonkami. Nie lubiłem rozsuniętych zasłonek wtedy, gdy na zewnątrz panuje właściwie już mrok. Zasunąłem więc zasłonki i w końcu otworzyłem zamek. Moim oczom ukazał się Duch Alternatywny, Tomek.

Już po kilku chwilach siedzieliśmy w moim przedziale i rozmawialiśmy przy Cappuccino (jak dawno nie piłem Cappuccino...). Zdziwiło mnie, że dzisiaj Duch Alternatywny przyszedł sam, zazwyczaj można Go było spotkać raczej w czyimś towarzystwie (głównie płci przeciwnej), ale co tam - nie głowiłem się nad tym.

- Wiem, co Cię dręczy. - rzekł Tomek rozbawionym głosem. Byłem nieco senny, rozleniwiony, wyrzucony gwałtownie z popołudniowej drzemki, lecz powoli stawałem się coraz bardziej wewnętrznie świeży i świeży... - Ta przemykająca cicho cizia, wydymająca policzki swoją pseudowiedzą, co? Ta, której nie poznałeś.

Spojrzałem na Niego z ukosa. Fakt, był taki pewien incydent niedawno w Za Oknem, ale... właściwie mnie już nie dręczył. Intensywnie dręczyło mnie to wcześniej, jakieś... dwa dni temu? Trzy? Nie mam dobrej rachuby czasu, który jest ułudą.

- Może Ciebie to pocieszy, że też miałem kiedyś taki przypadek. Cizia, której nie widziałem od porządnych kilku lat, Bracie. Kilka lat, wyobrażasz to Sobie?!? A tu nagle pojawia się w moim adress-booku...

Duch Alternatywny Tomasz dysponował własnym "Adress-Bookiem", który pękał w szwach od szczegółowych namiarów na różnego rodzaju i klasy przedstawicielki płci pięknej. To nie były tylko kontakty towarzyskie, jak twierdził. Znajdowała się tam rubryka znajomości czysto biznesowych (interesy), ale i biznesowo-towarzyskich, lub towarzysko-biznesowych. Nie było tam rubryki "inne". Dziwiłem się, jak to się działo, że ten notes nigdy się nie kończył. Wyglądał ładnie, schludnie, efektownie - średnich rozmiarów książeczka, kartki w jakieś ładne, delikatnie zaakcentowane tło, wszystko uprzejmie spięte specjalnymi, posrebrzanymi sprzączkami, pełna automatyka i prezencja + skórzana, czarna, wypastowana jak gdyby okładka. Tomasza "Adress-Book", źródło wszelkiej wiedzy praktycznej, punktów docelowych, niezawodny doradca tysiąca jeden sposobów na spędzenie wolnego czasu: w klubie, w prywatnym apartamencie, w hotelu, motelu, restauracji, czy gdziekolwiek indziej.

- Miała na imię... Elena. Może to był jej pseudonim? Nie zastanawiałem się nad tym. Problem tkwił w tym, że miałem z nią do załatwienia interesy, jak Ty z tą twoją panienką z okienka przeszłości. - tu uśmiechnął się drwiąco. - Miałem zaplanowane spotkanie w biurze. Wysłałem jej dzień wcześniej stanowcze zaproszenie "od wiernego adoratora", czaisz?

- Od wiernego adoratora? - zdziwiłem się.

- Klimat! Człowieku... odliczając godziny przypominałem sobie, jaka ona była wcześniej... kiedy ją znałem.

- Skąd miałeś pewność że przyjdzie, skoro nawet się nie podpisałeś?

- Zaryzykowałem. Tak czy tak, to nie było bardzo ważne. Jeśli nie przyszłaby wtedy, dostałbym ją później.

- Mówisz tak, jakbyś mógł mieć każdą, w każdych warunkach. Jakby one wszystkie były stworzone po to, by świadczyć Tobie usługi. - rzekłem poirytowany, popijając Cappuccino.

- Uff... - Duch Alternatywny westchnął. - Wszyscy ludzie świadczą Tobie różnego rodzaju usługi, tak jak Ty robisz dobrze innym. To proste. Nawet zły uczynek jest usługą. Bądź obiektywny. I często się uśmiechaj. - rzekł Duch z przekąsem.

Zastanawiałem się, jak to jest... miał jakiś interes, jakiś wystarczająco ważny interes z dziewczyną (właściwie kobietą), którą znał kilka lat temu. Zorganizował prywatne spotkanie, wysyłając zaproszenie incognito - wcześniej. Jak Sam rzekł - chciał przygotować grunt. Potem mógł załatwić interesy niejako przy okazji.

- Najśmieszniejsze jest to - kontynuował. - że ja jej w ogóle nie poznałem w kafejce. Byliśmy umówieni przy stoliku numer czternaście, byłem tam wcześniej, by pooglądać sobie różne rzeczy. I zobaczyłem ją w drzwiach. Nie poznałem jej, ale coś mówiło mi, że to ona. I zaryzykowałem.

- Zaryzykowałeś? To znaczy? - zapytałem.

- Zagrałem rolę partnera alternatywnego. Ona była już umówiona... oczywiście ze mną, lecz przeprowadziłem mały sabotaż...

Sprytna bestia z tego Ducha. Poprzez "mały sabotaż" rozumiał małą zamianę ról, zabawę z nią... i z samym sobą. Oszukał dziewczynę, podając się za osobę niezależną od tej, z którą był umówiony. Użył uroku osobistego i jednocześnie zdołował całkowicie wizję anonimowego adoratora w jej głowie, opowiadając jej o różnych napalonych psychopatach. Wyraził delikatne współczucie faktem, iż ona była gotowa na to pójść. Zaproponował, że zagra tajnego agenta, który będzie ich obserwował z ukrycia. Był pewien, że jeśli z tym człowiekiem coś jest nie tak, on to pozna. Jego pewność siebie zdominowała dziewczynkę, która następnie nie miała większego żalu (a wręcz raczej odetchnęła) z powodu niepojawienia się anonimowego adoratora, który ją tutaj zaprosił. Dwoma słowami: Duch zakręcił. Zakręcił mocno.

- Czy Ty aby przypadkiem nie komplikujesz sobie życia? - zapytałem Ducha.

- Nie. Gdy wychodziliśmy razem z tamtej kafejki, znaliśmy się już bardzo dobrze. Genialne było to, że ona mnie nie poznała w ogóle. Oficjalnie ja jej też nie poznałem. - tutaj się zaśmiał. - Szczerze: po upojnej nocy, następnego ranka, w jej biurze, zanim doszło do interesów, ubiliśmy z nią jeszcze jeden, mały, wstępny, intensywny interesik. - rzekł totalnie ubawiony. - I wiesz co? Skojarzyła po wszystkim moje nazwisko. Było na papierach. Miałem z tego więcej frajdy, niż gdyby tego nie załapała. Czujesz to? Gwałtownie zmieniła swój pogląd na mnie. Co bowiem mogła wiedzieć o takiej osobie, jak ja? Dzieliło nas kilka lat przepaści.

- Po co w ogóle cały ten teatrzyk? - zapytałem. - Przecież mogłeś od razu pójść tam, przedstawić się, ubić interes!

- Dla frajdy i klimatu, sztywniaku. Za bardzo przejmujesz się tamtą cizią. Zdominował Cię stres w temacie interesów. Mógłbyś jej powiedzieć przy okazji, że np. ładnie wygląda w tej eleganckiej firmowej sukience, jeśli oczywiście byś się na to zdobył. A gdybyś tak raczej cały interes załatwił przy okazji?

Duch Alternatywny wpędził mnie w ślepy zaułek. Z początku patrzyłem na niego zdziwiony, aby potem wybuchnąć porządnym śmiechem. Interesy załatwiane przy okazji. Niesamowite.

Chwilę potem Duch umilkł i razem rozmyślaliśmy, a może pogrążaliśmy się w niebycie, w ciszy myśli? Słuchałem stłumionych odgłosów pędzącego Pociągu Poza, niezmiennie nimi zafascynowany. Duch Alternatywny patrzał na mnie bardzo poważnie.

- Ona nie żyje, Człowieku. Ona nie żyje. - zamilkł. Nigdy przez myśl by mi nie przeszło traktowanie Go, jak błazna, który milknie, gdy kurtyna opada. To był prawdziwy facet, miał prawdziwe życie. Przejmowałem się tym, że nie poznałem pewnej dziewczyny z dawnych lat. Że nie byłem pewny. To mi przeszło, ale... gdy potem zdobyłem pewność, pomyślałem o tym, jak ona dorośle wyglądała... jak bardzo się zmieniła... Przecież normalnie nie miałbym problemów z jej poznaniem, jednakże jeśli takowe się pojawiły, to oznacza, że zaistniały pewne znaczące zmiany... z biegiem czasu. Ona również mogła mnie nie poznać, lub choćby nie być pewna. A za kilka, kilkanaście, góra kilkadziesiąt lat na pewno umrze.

- Widziałeś ją? - zapytałem Tomasza. Milczał, wpatrzony w jeden punkt na ścianie przedziału. - Widziałeś ją tutaj?

- Tak. Kiedyś. - odrzekł.

- I? - starałem się kontynuować.

- Kiedy ją widziałem, snuła się po wagonach w podartej, starej, pomarańczowej sukience w niebieskie kwiatki, które porządnie dawałyby po oczach, jeśli sukienka byłaby pierwszej świeżości. W jednej ręce miała coś, co przypominało resztki pluszowego misia... Drugie ramię miała głęboko poranione. Włosy mokre, twarz pobrudzona krwią. Szła powoli i nuciła coś niewyraźnie. Nie poznała mnie... w ogóle. Chciałbym tak sądzić. Chyba jednak widziałem w jej oczach chwilowy błysk zrozumienia, gdy przechodziłem obok niej. Mogłem się tam wtedy zatrzymać, Człowieku. Ale ona przeraziła mnie. Tak, Człowieku, przeraziła.

Duch zamilkł, a ja nie chciałem już o tym rozmawiać. Wszystko zależne jest od tej przeklętej perspektywy. Dla kogoś zupa z rosołem pod nosem może być w danej chwili całym światem. Te wszystkie oczka, tłuszcz, pływające kąski mięsa, makaron. I niezgłębiona biel talerza. I ta głębia. Wszystko niezmiernie poważne... cała celebracja, cały rytuał. Perspektywa jednak jest elastyczna. My tutaj wszyscy uczymy się nie poprzestawać na jednej, a już szczególnie nie taplać się w rosole. Zastanawiałem się bowiem, co by było, gdyby Duch porozmawiał z tamtą dziewczyną. Ona na pewno nie wiedziała, czułem to. Nie zauważyła różnicy. Żyła nadal we śnie. Mogłeś ją widzieć, jak snuła się - widmo, trup, trupio blada twarz, brudna, tu i ówdzie skrzepy krwi, obłędny, nieobecny wzrok... mogłeś jej dotknąć, taka była realna. Tyle że nie żyła. Nie żyła nawet w objęciach śmierci - ciągle spała. Utkwiła w pustym talerzu po rosole. I przerażała wielu z nas.

Nieraz myślę, że może to dobrze, może ona ma lepiej, poprzestając na własnej nieświadomości. Nieistnieniu. Jej głos nie jest już dla niej jej głosem. Ona sama nie ma już żadnego głosu. Najprawdopodobniej ona sama niczego już nie wie o sobie, nie jest nawet świadoma własnego istnienia, czy nieistnienia. Ja jestem świadomy. Duch też. I wielu innych. Wiem, że zasunąłem zasłonki w moim przedziale. Wiem, że piłem to Cappuccino z Duchem Alternatywnym. Wiem, co On widział, wiem, że my jesteśmy inni... ale nie ma w tym naszej zasługi. Tak się po prostu stało, że my wiemy, a ona nie. Że my istniejemy i jesteśmy tego świadomi - a ona gdzieś utknęła. Myślenie o tym, gdzie ona jest w tej chwili, przeraża mnie, jest tak niepojęte, że się nawet za to nie biorę. Duch myśli, że nie ma jej nigdzie. Jest za to echo jej bytu. I gdyby się wsłuchać w to echo, można by odnaleźć na przykład tamten dzień, kiedy oboje się umówili, i następny - gdy przeprowadzali różnego rodzaju interesy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz