Urlop u Lilianne #2

2004.01.18

Jedziemy cały dzień - dociera to do mnie w przesmykach świadomości. Jestem strasznie zmęczony i właściwie większość podróży przesypiam. Jest to jednak niespokojny sen. Nie jestem miejscami pewien - czy to, co do mnie dociera, to mary senne, czy rzeczywistość. Nie zauważam upływu czasu. Dla mnie od początku do końca jest ciemno.

Po pewnym czasie wydaje mi się, że zapadł mrok, a my nadal jedziemy. Nie jestem pewien, czy były jakieś przystanki. Coś majaczy obk mnie, jakiś głos. Zachęca, bym wrócił do Domu. Namawia. Koi. Jest to przyjemny, cichy, bardzo bliski głos. Głos Evelyn. Trochę śpiewny. W końcu ulegam pokusie i wydaje mi się, że zasypiam na dobre, a raczej - na dobre zapadam się w jakimś wewnętrznym tunelu; wszystko wokół mnie, wszystko co mi się zdawało, wszelkie sygnały, które do mnie dotąd docierały - wszystko to zebrało się i zostało wessane w jakąś próżnię, a ja z tym wszystkim zniknąłem również.

Budzę się o zmroku, na skraju leśnej polany. Leżę na trawie i spoglądam w gwiazdy. Jest ciepło. Jest dokładnie tak, jak powinno być w letni, przyjemny wieczór. Późny wieczór, skoro panuje już jako taki mrok. Nieopodal mnie leżą Evelyn i Towarzysz. Wstaję, podchodzę do nich i delikatnie budzę. Po chwili przeciągają się, są zadowoleni, uśmiechnięci. Oboje są bardzo zadowoleni, że tu jestem. Że w końcu jesteśmy wszyscy, tutaj. Pytam, co z samochodem, a Towarzysz Mikołajewicz pyta, czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Zdaję się trochę zdezorientowany, lecz moja świadomość szybko poszerza się o zrozumienie. Czas i przestrzeń. Jakież znaczenie mają owe złudzenia tak naprawdę? W jednej chwili możemy przejść z jednej płaszczyzny do innej. Z jednego - w inny wymiar. Żadna płaszczyzna egzystencjalna nie jest bardziej lub mniej prawdziwa od innej. Wszystko bierze początek wokół świadomości.

Towarzysz Mikołajewicz bierze się za rozpalanie ogniska, widać już wcześniej przygotował drewno. Evelyn pyta, czy u mnie wszystko w porządku. Odpowiadam, że chyba tak. Spogląda na torbę leżącą obok mnie, to dość sporych rozmiarów teczka. Spakowałem w pośpiechu kilka przydatnych gadżetów na urlop. Evelyn wie, że wziąłem również notatnik, w którym zapisuję tylko wiersze. Wie, że mam nadzieję na jakieś natchnienie w czasie tych dwóch tygodni. Zapewnia mnie, że na pewno z czymś wrócę "do świata". Śmieje się. Podobnie do mnie bardzo ją bawi zcentralizowanie czasoprzestrzeni, w której żyją ludzie na Ziemi, praktykowane przez większość z nich. "Włóż świat między bajki - powiadam!" - krzyczy Towarzysz, który właśnie wrócił z naręczem drewienek i gałązek. Mówi, że właściwie moglibyśmy przespać się tutaj, ale wszyscy jesteśmy wypoczęci i możemy po przerwie na małe ognisko udać się w ekscytującą, nocną przechadzkę przez las, prosto do celu naszej podróży - zamku Lilianne. To u niej spędzimy cały urlop. Evelyn opowiada mi o Lilianne. Mówi, że to mała, krótkowłosa brunetka, radosna dziewczynka, władająca Mocą Duszy i Kreacji. Roztaczająca wokół siebie pozytywną, pogodną aurę. Opowiada o tym, jak Lilianne miała możliwość całkiem ciekawych wcieleń ziemskich, lecz z nich nie skorzystała. Wiem, że Evelyn, jak i Towarzysz bardzo ją za to szanują. W Wieczności trudno się oprzeć czemuś takiemu, jak ziemskie życie, kiedy wydaje się Tobie, że niewiele możesz - i że jesteś człowiekiem, zamkniętym w pewnych ścisłych granicach. Evelyn mówi, że właściwie nie wie, czy Lilianne kiedykolwiek była na Ziemi. Podobno była raz, ale żyła, jako pustelniczka. "Zbierała materiały" - dodaje Towarzysz Mikołajewicz. Pod względem filozofii ziemskiej Lilianne zdaje się postacią dość tajemniczą. Pytam, czym zajmuje się tutaj. Towarzysz opowiada mi o jej pasji - Liliowym Zamku.

Liliowy Zamek o lekko zaróżowionym odcieniu, przepiękny, doskonale kontrastujący z otaczającym go lasem. Mówi, że padnę, gdy zobaczę system estetycznych, "delikatnych" oczek wodnych, pełnych jasnych, płaskich kamieni, pełnych kwiatów. Evelyn dodaje, że u Lilianne zawsze pełno jest motyli. Pełno małych, żółciutkich, różowiutkich oraz białych motyli, które bawią się pomiędzy sobą, szeptają i "bywają nieznośne" - jak zawsze stwierdza sama Lilianne, z uśmiechem na twarzy.

Nie ukrywam, że jestem podekscytowany możliwością poznania Lilianne i pobytu w jej domostwie. To niewątpliwie świetne miejsce dla mnie, na ten dwutygodniowy prawie odpoczynek. Towarzysz zaprasza nas do gotowego, wesołego wieczornego ogniska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz