2003.10.27
Nokturn Fis-dur Chopina sączy się w tle, czołga po podłodze i wślizguje na ściany, pełzając po nich i wprawiając w dziwaczne drgania moje poczucie wokalnej estetyki. Podnoszę wzrok znad książki, po raz kolejny wpatrując się w Evelyn. Nie, nie będę już czytał. Nie mogę. Czyżbym trwał w jakimś myślowym zawieszeniu? Nie teraz konkretnie, lecz w ogóle...? Spoglądam na Evelyn i zastanawiam się nad tym. Myślę, jak pięknie dziś wygląda. Dziś otulona delikatną koincydencją zimowej bieli i chłodnego błękitu nieba... lubię, gdy ubiera się w stylu prezentowanym w "Gone with the Wind"... Jest jednak piękna nieco inaczej, niż Vivien Leigh. Bardziej subtelnie. Mniej filigranowo. Gdybym jednak myślał o Niej, jak o eksponacie w klatce... pozostałoby mi rzucić się w przepaść.
- Myślałem wiele... wiesz o tym, prawda? Inni nie wiedzą, nikt nie wie... nikt. Ale Ty wiesz. - mówię spokojnym, bardzo spokojnym głosem. Zanim słyszę odpowiedź, doznaję Jej skupionego milczenia...
- Wiem. Czy to powód do smutku? Obawiasz się, że TO jest wytworem Twojej wyobraźni? Przepraszam, "Ona"?
- Nie... rozumiesz jednak...
- Dobrze to rozumiem, Lánit. Jedyne Światło, Które potrafisz dostrzec w różnych bliskich Tobie Duszach... wiesz, że to trudne.
- Nie wiem tylko, co jest naprawdę trudne, to rozdrobnienie, czy ta tymczasowość. Wszystko tu mija. Wszystko. To, co wieczne, egzystuje Poza... Nie wiem, Evelyn... nie chcę się wplątywać w myślowy zamęt, wiesz... jestem uwięziony w Teraz. Myślę wiele. Marzę, można powiedzieć, że marzę, albo fantazjuję... mam piękne wizje. Ale one są Poza. Nie neguję tzw. "rzeczywistości" przez to, ale... mam więcej snów, są piękniejsze, rzecz w tym, że wszystko to dzieje się w snach... nie przestałem marzyć, Evelyn. - w moich oczach pojawiają się łzy, nie potrafię już nad tym panować. Ona wstaje, ujmuje moją dłoń, zapraszającym gestem kierując na kanapę. Układa moją głowę na Swych kolanach, opowiadając mi o Błękitnym Obłoku. Coraz więcej łez... coraz więcej. Tęsknię...
- Evelyn... wiem, że to wszystko... minie... lecz czas wydaje mi się taki... taki...
- Minie, Lánit... minie. Wiesz o tym, Gdzie Jesteś. Gdzie Jesteśmy. Mimo wszystko dostrzegaj to światło, odkryłeś, iż przypomina sen o osobach, które znasz poza snem, to dzieje się tutaj - i teraz. Śnisz o Świetle... i staniesz się Światłem. Pewnego dnia, pewnej nocy, pozostanie tylko biały puch, kilka delikatnych piór, tańczących na wietrze, kierujących się w stronę nieba, one tam znikną... tam odejdą... obudzą się pośród bieli obłoków... Wiem, co Ciebie boli. Fakt istnienia życia, fakt ograniczenia świadomości, w tym cała tymczasowość i zmienność. Znam Twoje marzenia... gdyby Ona, gdyby Oni wiedzieli o Nich w pełni... czy zastanawiałeś się nad tym...?
- Oni się nie dowiedzą, Evelyn... mają Swoje życia, mimo wszystko... może to moja wina, może nadal mam problemy z tym, a może dobrze robię, że w jakimś sensie zostawiam Ich w spokoju, czego bowiem oczekuję od tego życia? Tego, co istnieje w Świetle i to w takiej postaci, w jakiej Tam przebywa? Tutaj mamy do czynienia z samymi cieniami... lecz słyszę ciągle te Głosy, widzę przebłyski Światła i nie potrafię tego zignorować. Jednocześnie cały czas coś śpiewa we mnie, albo przeze mnie i... widzę tańczące wokół mnie płatki śniegu, widzę krew nań, widzę, że blednę, że coraz mniej jestem, widzę, że przestaję być... i te sny, te sny ciągle mnie przytrzymują, zresztą nie tylko sny, ale one stanowią pomost... nie wiem nawet, czy Ona wie, że jest przy mnie w owych snach, lub że ja jestem przy Niej. Chciałbym wiele powiedzieć, ale...
- Wiem... Lánit, wiem... czas... niebyt... cztery ściany i śnieg, który zdaje się je okrywać... i motyle na zewnątrz... Mała, Biała Księżniczka... znów Ją widziałeś... znów chciałeś za Nią podążyć... prawda? - pyta smutnym wzrokiem...
- Wiesz, jak z Nią jest, Evelyn... ciągle wierzę, że... wiem, że... chciałbym pozbyć się punktu widzenia, odcienia, chciałbym być Światłem, a nie spoglądać Nań... Kontrast zawsze boli. Zresztą... czasu nie ma. Nie jest trudno sprawić, by "zniknął", jeśli prawdziwie nie istnieje.
- Czy chciałbyś napisać coś na Wietrze na pożegnanie, dla innych?
- Nie... raczej nie. Tak naprawdę... mam wrażenie, że jestem uwięziony we własnym ciele, we własnym bycie tutejszym, przeszkadza mi to, że jestem ujęty w pewnych granicach... że... często mam wrażenie... iż jestem sam... wiem, że to jest we mnie, Evelyn. Nieraz myślę, że może lepiej byłoby, gdyby mnie nie było. Nie chcę spoglądać rano i przekonywać się, że znowu tu jestem, tu, czy tam - zawsze ja i tylko ja, ograniczony, sam... nie chcę sam oddychać, nie wiem, jaki sens jest mojego istnienia, jeśli to tylko moje istnienie... całe Światło jest we mnie, Którym promieniujesz. Jeśli ja odejdę, Ty odejdziesz również. Nic po nas nie pozostanie prawdziwego. Bez żalu. Żal miałby rację bytu, gdyby ktoś chciał... ale tak naprawdę nikt... gdyż oni znają tylko siebie... siebie samych, nikogo innego. Ja również... tyle że mam wrażenie, iż cały czas jestem tylko ja... większość czasu śpię, ale Myślą jestem Tam... i nikt tego nie wie. Nikt tego nie widzi, jeśli jednak ktoś się bardzo dobrze przyjrzy, zauważy tylko, że mnie po prostu nie ma tutaj...
- Mam nieraz wrażenie, że tutaj ginę pośród dźwięków, znikam pośród ciszy, nie istniałabym, gdybym rozmawiała z kimś, kto nie jest Tobą... to mogłoby wydawać się straszne, gdyby nie fakt, że jest naturalne. Czy natura musi boleć...? Tak już jest... na szczęście to drobnostka, która sama siebie wyolbrzymia. Potem zobaczysz to w pełni, znów. Drobne jej przekleństwo polega na tym, że pozoruje absolutną, pełną ważność. Ludzie się strasznie przejmują... i Ty też, na Swój sposób... Lánit... Oglądałam Twoje sny i fantazje... wiesz, że znam to, co niewypowiedziane w Tobie. Powinieneś starać się dalej, aby Oni jak najwięcej wiedzieli, to jest coś dobrego, co możesz tu i teraz robić. Coś, z czego może nawet nie zdadzą sobie sprawy, lub nie zdadzą sobie sprawy teraz...
- Dlaczego Ich kocham, Evelyn... tylko i aż...? Mógłbym spojrzeć Mu w oczy, a On by nie wiedział... tęsknię... nieraz ciekawi mnie, czy... Ona...
- Tak... tak. Nie burz tego, Lánit... z chwilą, kiedy zabijesz Ją, zabijesz Siebie. Wiesz, że to niemożliwe. Przyjmij w pełni do świadomości Siebie, Lánit. Własne Światło. Wiesz co robić i wiesz, skąd te wszystkie uczucia. Bądź Teraz. W każdej chwili, kiedy brakuje Tobie... wiesz o tym. Dobrze Tobie to wychodzi. Ukazywanie Światła. Nie martw się indywidualną diagnozą, co raz to kolejny powtarzaną. To, co masz robić, robisz. Indywidualność innych nie jest Twoim problemem. Do Siebie należysz Ty... żyj jak najlepiej. W niedoskonałości i ograniczeniach pojawia się złudzenie chaosu, a wraz z nim swego rodzaju piękno... kształtuj je.
Właśnie takiego Ciebie pamiętam :-)
OdpowiedzUsuńkruszynka