2003.09.07
Evelyn... powoli, bardzo powoli, nasłuchuję. I względem tego, co słyszę, staram się powoli, bardzo powoli, pakować... pozbawię się pożegnań, Evelyn. Ciebie zabiorę ze sobą i Innych. I jeżeli do tego dojdzie, uśmiech będzie na mej twarzy - najważniejszy.
Spoglądaj na mój uśmiech
- bez pożegnań -
przez łez kilka, przez wilgotną twarz
twarz uśmiechniętą
wiesz, odkrywam w sobie Jutra blask
poprzedzony nocą
sposobię się do braku pożegnań
odkrywam echa we mnie
i układam je w całość
Spoglądaj na mój uśmiech
- bez pożegnań -
bowiem nie skończę się
nigdy się nie zaczynając
ta pseudohistoria dobiegnie końca
najpierw otworzę oczy
potem wejdę na wodę
by następnie rozpłynąć się w powietrzu
wiem, co mnie czeka...
Życie zabija
lecz ja już nie żyję.
Mogę odejść w spokoju.
Myślę o moim pokoju
o Miłości
o namacalności mnie
o wizualności mnie
o imieniu i nazwisku
o poznawaniu
Słyszę głosy, dolatujące z daleka,
mówiące coś na kształt:
"Żegnaj"
Nucę sobie kołysankę
do końca.
Tyle gwiazd wokół mnie... tyle gwiazd, Evelyn. To wszystko piękne. Widzisz, ile piękna wokół...? Po co to wszystko, neutralne? Ból powstał we mnie. On odejdzie. Wszystko to się rozpłynie. Nigdy nie było czymś więcej, niczym marą senną. Prawdą moje "sny".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz