2003.12.25
Z Towarzyszem Mikołajewiczem od pamiętnego dnia naszego pierwszego spotkania (opisywałem owe zdarzenie w listopadzie tego roku) widywałem się jeszcze wiele razy, jak i nadal mam okazję co jakiś czas spotkać tego jakże interesującego człowieka, którego poglądy na temat poezji wiele razy wybitnie mnie zaciekawiały. Nie wiem dokładnie, co było takiego w Towarzyszu Mikołajewiczu, co też czyniło go wyjątkowym w moich oczach - czy były za to odpowiedzialne same poglądy, czy też osoba, która je głosiła, a może całokształt? Fakt faktem, że najczęściej spotykałem Towarzysza wcale nie u mnie w domu (z początku myślałem, że będzie moim współlokatorem), lecz... na różnego rodzaju przyjęciach towarzyskich "tu i tam".
Mówiąc "przyjęcie towarzyskie" Towarzysz Mikołajewicz w żadnym razie nie używał ironii, ani przenośni - miewał zawsze lub prawie zawsze na myśli prawdziwe przyjęcia towarzyskie. Ustatkowane, lub ustatkowane z wierzchu, na pewno reprezentatywne.
- Musisz wiedzieć, mój drogi Lánit, że bardzo lubię gierki. Gry towarzyskie. Szarady interpersonalne. Z poezją nie chcę mieć już nic do czynienia. To ludzie są czystą poezją, choć przyznam, iż często wcale nie wysokich lotów. - tak właśnie twierdził.
Pewnego dnia, a właściwie stosunkowo późnego popołudnia, spotkaliśmy się przypadkowo (lub pozornie przypadkowo, właściwie nigdy nie wiadomo) na przyjęciu wydanym przez Anien.
- Czy nie uważasz, że Anien, to zaiste urocza osóbka? - rzekł do mnie Towarzysz Mikołajewicz, który wyrósł przede mną, jakby znikąd, podczas kiedy przebywałem w towarzystwie części gości na rozległym tarasie posiadłości tejże niewiasty.
- Nie wiem, nie znam jej. Miło mi cię spotkać. - rzekłem, na pewno zaskoczony.
- Ach, w takim razie to diametralnie zmienia postać rzeczy. - rzekł Towarzysz Mikołajewicz. - Anien ucieszy się, widząc nowego amatora-praktykanta poezji. Lecz musisz wziąć na nią pewną poprawkę. - przeszedł do konspiracyjnego tonu. - Anien należy do tych, co to wiedzą najlepiej i nie powinno się ośmielać naruszać ich autorytetu. Dlatego dyskusja z nią nie przypomina dyskusji, lecz wyrafinowane protezy. Cappuccino?
- Chętnie. - przyjąłem filiżankę od kelnera roznoszącego napoje, Towarzysz poczęstował się czymś silniejszym. - Skoro tak się wyrażasz o pani domu, to dlaczego tu jesteś? - zapytałem. - Śmiem wątpić, czy aby odczuwasz przyjemność w obcowaniu z osobą, z którą nie możesz satysfakcjonująco dyskutować.
- Ależ mój drogi! - udał oburzenie. - Weź poprawkę na to, iż Anien nie jest panią domu. Domem rządzi jej mąż, Alfred. Inna sprawa, to fakt, iż biedny Alfred nie może głośno wypowiadać swoich poglądów w towarzystwie swojej zacnej żony... acz musi je przecież gdzieś wypowiadać. - tu mrugnął porozumiewawczo. - Sam rozumiesz, łączą nas więzy... intelektualistów. - uśmiechnął się. - Poza tym obcowanie z osobą tak ciekawą, jak panna Anien, sprawia mi swoistą satysfakcję, wbrew twoim obawom. Pozwolisz, że ci ją przedstawię?
- W porządku. Niech ci będzie. Zresztą inaczej nie wypada, tak czy tak...
- Och, widzę, że tu jesteś. - te słowa pani domu (która zresztą też pojawiła się niejako z zaskoczenia) skierowała do Towarzysza Mikołajewicza). - A...
- To Lánit, poeta, który wiele ma jeszcze przed sobą. - rzekł Towarzysz. - Lánit, oto Anien, urocza pani domu.
- Miło mi. - rzekła jak gdyby wyniośle. - Jego przynajmniej zaprosiłam. - rzekła na odchodnym do Towarzysza, choć wydawałoby się, jak gdyby mówiła do nikogo.
- Nie może znieść, że są tacy, którzy wyszli już poza wszelkie granice, których poezja jako poezja już nie bawi. - powiedział Towarzysz z błyskiem w oku. - Lubię ją chociażby dlatego, że jest zadziorna. Szybko daje się wyprowadzić z równowagi. Swego czasu... zresztą, nie trwońmy ulatującego dnia na wspomnienia. Przed nami długa noc! - rzekł i oddalił się. - Baw się dobrze, Lánit! Myśl o poezji!
Anien wcale nie była postacią tak epizodyczną, jak przypuszczałem - dowiedziałem się tego z czasem. Gdy Towarzysz Mikołajewicz opowiadał mi o poezji, kilkakrotnie zahaczył o temat Anien. Wiedziałem, że opowiada o niej z wyraźną nutą lekceważenia, udawanej lekkiej, rozbawionej pogardy, dystansu, lecz i domyślałem się, że przez pewien okres w swoim życiu Towarzysz traktował ją serio. Pomiędzy wierszami doczytałem, iż swego czasu prowadził z nią wiele filozoficznych dysput, jeszcze za czasów, gdy sam czegoś szukał w poezji. Okazało się, że pomiędzy nim, a Anien występuje znaczna ilość różnic zdań, tyle że sama Anien nie potrafiła reagować nań w sposób... kulturalny i towarzyski - jakby to powiedział on sam. Podobno Anien miała moc wyprowadzenia Towarzysza z równowagi, podobno nawet raz to uczyniła - i natychmiast pożałowała. Podobno żałowała dłużej, niż krótko - i stąd cała oschłość, z jaką będzie zapewne jego traktowała do końca życia.
- Kiedyś trzeba zrzucić więzy. - rzekł mi pewnego razu Towarzysz Mikołajewicz z dziwnym zamyśleniem. - Sama procedura jest zaiste trudna, lecz po wszystkim... czujesz się wolny. - po czym wstał z fotela i podszedł do okna, wpatrując się w pochmurne niebo.
- Ale czy na pewno, Towarzyszu? - zapytałem. - Czy warto zrzucać więzy, jeśli pośród nich czujesz się jak w kołysce?
- Warto być otwartym na nowe... a przede wszystkim na świadomość własnego więzienia. Widzisz to niebo za oknem? - zapytał.
- I owszem. - odpowiedziałem.
- Chmury na tym niebie wybitnie przypominają poezję. Przyprowadź garstkę dzieci, a każde z nich poda ci inną interpretację tego, co pływa na niebie. Czy myślisz, że naukowiec, który widzi tylko fruwające krople wody - wie, jak jest naprawdę? - zapytał z przenikliwym wyrazem twarzy. - Czy to on pretenduje do najwyższej prawdy obiektywnej? - zrobił pauzę, dostrzegając, iż nie przerywam mu, kontynuował. - Masz prawo do interpretacji, naukowcy też mają to prawo. Jednakże nie masz prawa głoszenia, jakoby twoja interpretacja stanowiła prawdę obiektywną. Stajesz się wtedy naiwny i żyjesz w zakłamaniu, poza tym narzucasz innym swój pogląd, wszystkie inne klasyfikując, jako fałsz. Wtedy mylić się będą wszystkie te dziatki, które zebrałeś, by powiedziały tobie, co widzą w chmurach. Zabijesz ich wizje. I niesmacznie nazwiesz wizje naukowców, jako prawdy obiektywne.
Domyślałem się, że Anien należała do tej kategorii osób, które *wiedzą* i których wiedza neguje wszystko inne. Dyskusja z taką osobą przypomina testy samochodów z manekinami w środku - zazwyczaj kończy się rozbiciem, a jedynym szczęściem, jeśli oczywiście jako partner takiej osoby, masz trochę oleju w głowie - jest fakt, iż zamiast ciebie w samochodzie jest manekin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz