...tekst z 2003 r.
Powieść urodzonej w Luizjanie pisarki (jak i aktorki, dramaturga...) Rebecci Wells pt. "Wszędzie małe ołtarzyki", to jej debiut powieściowy, należący do amerykańskich bestsellerów (należy do nich również kontynuacja tejże historii pt. "Boskie sekrety stowarzyszenia Ya-Ya").
Zagłębiając się w lekturę myślałem z początku, że czytam książkę lekką, swobodną, otwarta, sympatyczną - słowem: luźną, pozytywną. Ot, historia pewnej rodziny, sympatycznie przedstawiona. Z czasem wiedziałem już, że nie należy mylić tego stwierdzenia z "historią sympatycznej rodziny", jeszcze później zrezygnowałem z "sympatycznego przedstawienia historii".
Sęk w tym, że to książka zaskakująca. Lekka i sympatyczna historyjka niepostrzeżenie przeradza się (i nie jest to wcale proces nagły) w coś prawdziwego, życiowego, brutalnie rzeczywistego. Pośród rześkiego, dziecięcego, kolorowego świata ukazuje się patologia i nieodpowiedzialność, ukazuje się prawdziwe podłoże życia całej rodziny, które ma wpływ na losy poszczególnych bohaterów.
Od chwili gdy po raz pierwszy zdałem sobie z tego sprawę, z tej specyficznej, acz jakże przecież powszechnej (niestety) prawdy, która została ukazana w tej książce - dalsza jej lektura była już dla mnie lekturą z dystansu. Z podwójną uwagą śledziłem pozornie sielskie historyjki. Już nie śmiałem się radością dzieciństwa. W tej książce śmiech, to śmiech przez łzy, choćby niewypłakane. Ta powieść, to powieść napisana w taki sposób, iż wydaje nam się aż nadto prawdziwa, a co za tym idzie - nadto druzgocząca. A przecież tak naprawdę nie ma w niej niczego dziwnego. Wszelkie przedstawione w niej wydarzenia są prawdopodobne - i nie wątpię, że mają powszechnie miejsce "tu i tam".
Finalnie cała ta opowieść, cały kontrast tego, co sobie wyobrażałem o tej historyjce, a co się okazało prawdą - zastanawia. Ciekawym i bardzo dobrym zagraniem jest w tej książce pewna swoboda czasowa. Poszczególne rozdziały mają sobie właściwą narrację: raz czytamy opowieść matki, raz jednego z dzieci, raz przykładowo służącej. Poza tym czas każdego z rozdziałów jest nieco inny - a cała książka podzielona jest na dwie części, nie licząc wstępu. W pierwszej z nich każdy rozdział sygnowany jest datami z lat '60-tych. W drugiej - z lat '90-tych. Zróżnicowanie narracji zapewnia nam spojrzenie na temat z różnych stron, z różnych perspektyw - natomiast czas, ujęty niejako generalnie z dwóch punktów orientacyjnych, zapewnia spojrzenie na "przyczynę" i "skutek".
Rozpoczynając lekturę tej książki podejrzewałem, że opiszę wrażenia z czegoś naprawdę sympatycznego i lekkiego.
Choć tak być nie może, nie czuję się zawiedziony. Lubię, gdy książka mnie zaskakuje. Ukazuje "coś więcej", jakieś drugie dno, zastanawia. Wprowadza w pewne konkretne stany. Ta powieść wywołała we mnie pewne "zapamiętanie", pewną refleksję, pewne uśpienie. Rzeczywistą wiarę w akcję i reakcję. Kolejny raz pojawia się brutalność życia. Kiedy jest skierowana w stronę dzieci - kiedy rozumiemy, co to tak naprawdę znaczy... wystarczy przeczytać tą książkę, by odpowiednio się poczuć. Patologia, patologiczne zachowania, patologiczne uczucia, życie zawsze trzeba sobie jakoś ułożyć. Nawet wtedy, gdy jest się dzieckiem z gorzkim posmakiem w ustach, który nie może zniknąć przez lata dorosłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz