2003.12.21
Pociąg pędzi, wiatr pędzi.. otwieram okno... wiatr szaleńczo targa moje włosy. Ujmuję w dłoniach liść, który kiedyś tu znalazłem. Plątał się po przedziałach, nieśmiało, acz z jakąś nieuzasadnioną chyba wiarą, która nie pozwalała mu ulecieć dalej. Teraz dam mu tą możliwość, dając kres przywiązaniu, jakie narodziło się w mym sercu. Zanadto często powtarzałem, choćby sam do siebie, o esencji mojej osoby, którą przesiąknąłem. Spoglądam za okno mojego pokoju, spoglądam za okno pociągu. Czas już lecieć... wzlecieć daleko, daleko ode mnie. Z wiatrem, który nie będzie mnie zajmował. Oddaję mu wszystkie marzenia. Wszystkie wizje zamykam we własnej skrzyneczce, niedostępnej innym. Nigdy tak naprawdę nie było na to czasu. Na tzw. mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz