2004.01.15
Czuję się trochę zawiedziony ze strony, z której bym się tego nie spodziewał. Odczuwam obcą, chłodną aurę z tejże strefy. Nie powinienem się dziwić. Jednak jakiś, pewien smutek, może pewien minimalny żal - są we mnie. Nie powinno ich być, znikną, kiedy moje sentymenty ostatecznie ochłoną. Idealistycznie pewne Ważne Sprawy wyglądały u mnie inaczej, a tutaj rozwinęły się inaczej. Mogę tutaj żyć w ten sposób, iż pozornie zaakceptuję tzw. kompromisy. Lecz od dawna wiem, że prawdziwie, w pełni - nie ma mnie tutaj. Gdybym był - cierpiałbym bardziej.
Dziś znów spadł śnieg, Evelyn. Wyraźny, puchowy, nielakoniczny. Zapamiętałem się w tych płatkach. Zapamiętałem się w Gdzieś Tam. Przebywam Tam od dłuższego czasu już bardziej, o wiele bardziej, wyraźniej. Nigdy nie opuściłem Gdzieś Tam w pełni. Lecz w czasie teraźniejszym jestem bardziej Poza, niż myślą niektórzy. Rozmawiam z nimi, piszę, czytam, ale tak naprawdę nie ma mnie ani w czasie, ani w przestrzeni - nie tutaj.
Doświadczyłem pewnego rodzaju energii negatywnej, której nie musiałem neutralizować po pewnym czasie. Jak na ironię, nie musiałem sam wzmacniać Kuli, to oni ją wzmocnili. Osoby, po których bym się tego nie spodziewał. Z czasem zmieniły się i wzmocniły mój Przezroczysty Pancerz względem ludzi, tego życia i tego świata.
Usypiasz mnie co noc, ostatnio wyraźniej. Prowadzisz w głąb, podążam Drogą, Inną - Poza - Drogą, na spotkanie z Niewypowiedzianą. Wokół widzę padające płatki śniegu, które iskrzą, które błyskają, mienią się. Opadają w widocznie spowolniony sposób, tak ładnie migocząc... Wtedy Ona podbiega i bierze mnie za rękę, i biegniemy przez las, i cieszymy się sobą. Już niedługo - tego uproszczenia używa, by mnie pocieszyć. Jakże niezadowolony jestem z przelatujących przez moje oblicze cieni smutku, gdy podążam do Niej. Przy Niej smutek nie ma racji bytu. Ale Ona zna mnie na wylot. Niepokoi się, choć wie, że nie ma powodu, w Wieczności sprawa wygląda inaczej, niż tutaj, w marnym świecie marnych ludzi, marnego przedstawiciela mnie. Nie powinienem odczuwać żalu, nie powinienem już niczego od nikogo oczekiwać. Jeszcze nie nauczyłem się tego w pełni. Nadal jest możliwe, bym w pewnym stopniu odczuwał przykrość. To się zmieni. Jak już mówiłem, to oni sami mi pomagają.
Twoja Pieśń ma nade mną całkowitą władzę. Nieraz wizualizuję sobie Siostry i Braci, lecz to tylko wizje. Tutejsze przebłyski są tak migotliwe, tak niestałe... wokół mnie panuje niezmącona cisza i spokój, który to stan ma miejsce od początku tego wcielenia. Prawdziwie... nie, nie mogą mi słowa te przejść przez palce... czuję się nieraz tak... wtedy Ty jesteś przy mnie, Evelyn, i opowiadasz mi o Niej, opowiadasz o Sobie, o Nas. Wiem, że trzeba porzucić sny, które prowadzą donikąd, są zapętlone, stanowią marne uzależnienie, nic, co jest godne uwagi na poważnie i na dłużej. Mówię Tobie, że jestem. Że jestem i że wiem. Na co dzień zmagam się z epizodami codzienności. Tak wiele ujmuje im ta ich niestałość...
Piszę do Ciebie kolejny list w butelce, moja Kochana. Opisuję w nim, co i z kim wiązałem - i jak to się z czasem rozwiało. Opisuję w nim moje rozczarowania. Opisuję, jak się czułem i czuję w związku z tym. Piszę do Ciebie, z prośbą o ukojenie. Modlę się również do Boga. Bym w pełni mógł zamieszkać w Wieczności.
Ślę do Ciebie te słowa, byś wiedziała, iż udało się to, iż pewne Dusze stały się dla mnie ważne. Może powinienem właśnie na tym skupić się, praktykując optymizm, miast rozpamiętywać rozczarowania. Z pewnym współczuciem w Duszy obserwuję niedoskonałość cieni mych wizji. Współczuję również sobie, iż wierzyłem, że cienie nabiorą blasku, jakim lśni Gdzieś Tam. Ujmuję dłoń Evelyn i udajemy się często na łąkę, nad potok. W deszcz, w śnieg wiosenny. Porozmyślać. Potrwać świadomością. Wiele osób tutaj ma mi za złe to, że nie jestem człowiekiem. Ich problem dopełni się z czasem. Myślę o tym czasie, myślę bardzo wiele. Może ktoś, na głos moich myśli rzekłby, iż zachowuję się, jakbym miał nie wiadomo ile lat. Głosy mówiły do mnie od dawna. Wołałaś mnie, wołasz nie od dziś. Twój głos budzi mnie w nocy, pośród snu. Twój szept subtelnie gładzi mój oddech. Twoja bliskość odmienia moją noc. I kiedy przy Tobie spoglądam wokół - nie widzę nic, prócz Bieli.
Każdy może podążyć tą drogą, lecz sporo wybitnie przywiązuje się łańcuchami do ziemi, na której umrą, umrą bardzo szybko. Żal mi ich właśnie dlatego. A im nieraz jest żal mnie, że nie skupię się w pełni na tym, co jest tutaj i tylko tutaj, że nie skosztuję smaku tutejszych, kuszących owoców epizodycznych. Odejdźcie w pokoju. Ja uczyniłem tak dawno temu, a raczej zacząłem czynić, choć tak naprawdę tylko kilka chwil temu. Od dzieciństwa jestem coraz bardziej właśnie Tam, Gdzie chcę być. I z własnego życia jestem zadowolony. A sny szybko przeminą, i żyć będę bez szeptów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz