"Wiedza aniołów", Jill Paton Walsh

"Wiedza aniołów", Jill Paton Walsh...tekst napisany gdzieś pomiędzy 2003, a 2005 r.

Późne średniowiecze, wysepka gdzieś na Morzu Śródziemnym. Ludność prosta, społeczeństwo łatwo podatne na wpływy "sił wyższych". W tym przypadku "siłą wyższą", stanowiącą istotny aspekt lokalnego życia - jest kościół, wiara, religia.

Przyznam, iż dawno nie czytałem książki, która w tak dosłowny sposób poruszałaby zagadnienie nie tylko tolerancji religijnej, ale i wiary. Co więcej, w książce pojawią się rozważania filozoficzne, teologia... Zdaje się, że pod przykrywką pewnej interesującej i stopniowo absorbującej czytelnika historii, pani Jill Paton Walsh pragnęła przekazać coś więcej, coś bardzo istotnego.

Osią napędową, wprawiającą akcję w ruch - są dwie osoby, które pojawiają się w tejże historii w dość tajemniczy sposób, co więcej - same w sobie są już wystarczająco intrygujące. Mała, odnaleziona wysoko w pokrytych śniegiem górach, "dziewczynka-wilk" oraz tajemniczy rozbitek, obiecujący ludziom którzy go uratowali, pokaźną nagrodę (choć sam nie ma niczego przy sobie). Z czasem losy obu postaci wiążą się, co więcej - los mężczyzny zależy od losu dziecka...

Tak rozbitek, jak i dzika, wychowana przez wilki dziewczynka - stają się pretekstem do dociekań filozoficzno-religijnych dla osób "z branży". Powoli wprowadzany w życie zostaje eksperyment mający na celu odpowiedzieć na pytanie: czy człowiek rodzi się ze świadomością Boga? To ważny problem - tak dla wyspiarskich księży-myślicieli, jak dla samego rozbitka... okazuje się bowiem, iż on - ocalały łutem szczęścia mężczyzna, został uratowany tylko po to, by jego życie znów zawisło na włosku.

Pojawia się swego rodzaju paranoja, coś śmiesznego dla mnie, lecz w żadnym razie nie pozostające takowym dla osób zainteresowanych w powieści. Nie liczy się już, kim jest rozbitek, nie liczy się jego zdanie, nie ma też znaczenia fakt, że swoimi poglądami nie czyni nikomu krzywdy - zostaje uwikłany w filozoficzne machinacje, które wcale nie wychodzą mu na dobre. Choć w jego kraju ateizm (bo o ateizm głównie tu chodzi) był tolerowany na równi z innymi postawami, tu - na wyspie zdominowanej przez kościół, i to w dodatku jeszcze w "wiekach średnich" - zdaje się, że nie ma mowy o tolerancji.

Książka jest kolejnym dowodem na paradoksy mające miejsce w interpretacji i praktykowaniu religii katolickiej w ciemnych czasach jej historii, w czasach "świętej inkwizycji". Nie jest jednak tak, jak można się spodziewać - sama inkwizycja wkracza do akcji dopiero w końcowym etapie. Uprzedzające ją rozważania filozoficzne stanowią bardzo dobry kontrast dla jej sensu.

Czytając książkę, odniosłem dość wyraźne wrażenie, iż została napisana w umiejętnie wyważony sposób. Nie jest to książka, która przedstawia pogląd po jednej ze stron barykady: ani nie broni religii katolickiej i człowieka, który ją praktykował - ani go wyraźnie nie neguje. Raczej wyraźnie zachęca, a wręcz zmusza, by to czytelnik sam podjął ostateczną decyzję. Jej odpowiednie wyważenie potwierdza nawet samo zakończenie, które wcale nie jest takie, jakiego się spodziewałem.

Poza tym pojawia się mała ciekawostka: zakończenie jest w pewnym sensie otwarte, i jeśli ktoś czytając tą książkę, odniósł (co jest wybitnie prawdopodobne) negatywne wrażenie braku sprawiedliwości na świecie, zakłamania i monotonii poglądów oraz ich narzucania - owe otwarte zakończenie przypieczętuje całą historię w subtelny sposób...

Powieść jest niewątpliwie ciekawa, pojawia się w niej wiele filozoficzno-religijnych wątpliwości, które zmuszają czytelnika do bardzo uważnej lektury. Pojawiają się m.in. tak poszukiwane przez wielu argumenty, udowadniające istnienie Boga. Chociażby dla tego warto sięgnąć po tą powieść, by skorzystać z małej "pigułki", jaką może być pod tym względem. Natomiast żywa, interesująca akcja, która stanowi pretekst do tychże rozważań, nie pozwala się nudzić i utopić w czystej filozofii.

Opowiedziana przez panią Jill historia jest również wyraźnym pytaniem o tolerancję religijną... w świecie, w którym społeczeństwo jest podatne na manipulację, zastraszone i niepewne, a siła tym społeczeństwem rządząca, skupiająca w sobie władzę kościelną i świecką - energiczna i zdecydowana - brak miejsca na ową, tak ważną przecież tolerancję. Choć opowiedziana historia miała miejsce pod koniec średniowiecza - może się okazać, iż problem jest dziś tak aktualny, jak kiedyś.

Reasumując - książka jest interesująca i dość ambitna, zachęca do myślenia nad ważnymi kwestiami wiary, religii, jak i tolerancji. Jest tym bardziej ważna, iż ponadczasowa. Warto ją przeczytać - i pomyśleć...

Filiżanka kawy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz