Jeszcze jakiś czas temu zapytany o to, czy stosuję w Moim życiu jakieś konkretne praktyki "sekretowe" - odpowiedziałbym przecząco. Generalnie bowiem przez długi czas nie stosowałem niczego intencjonalnie, o regularnej praktyce nawet nie wspominając. Wszystko co czyniłem, było raczej spontaniczne - i zdecydowanie bezinteresowne - tzn. jeżeli już przykładowo cokolwiek wizualizowałem, nie przyświecał Mi przy tym cel przyciągnięcia czegoś - lecz sama przyjemność, jaka z tej wizualizacji płynęła, czy - powiedzmy - tematyka zbyt kusząca, by pozostawiać ją "w szufladzie Własnego umysłu".
Gdybym więc miał opisać jednym słowem używanie Prawa Przyciągania w Moim życiu w tamtym czasie, użyłbym określenia "nieświadome", a w dalszej mierze: "nieintencjonalne" (nie w znaczeniu "robię to, bo chcę coś przyciągnąć").
W najnowszych latach Mej tu obecności sytuacja uległa jednakowoż zmianie: różne czynniki zainspirowały Mnie i sprowadziły do punktu, w którym zdecydowanie używam "rytuałów" na co dzień. Mam tu na myśli codzienną obecność praktyki Sekretu, inicjowanej celowo i systematycznie - praktyki opartej tak na wizualizacji, jak i afirmacji. Dodatkowo głębiej dotyka ona również tematu pogłębienia relacji z Samym Sobą / z Własnym tzw. "Wyższym 'Ja'" - o czym napiszę już za chwilę.
Poniżej chciałbym pokrótce opisać owe aktualnie obecne w Moim życiu praktyki, nieco przybliżając Tobie ich koncept.
"Pleasure List" - "Lista Przyjemności"
Koncept "Pleasure List" od dłuższego już czasu jest zdecydowanie i definitywnie Moją ulubioną praktyką - bez której nie wyobrażam Sobie dnia, za którą potrafię tęsknić, która daje Mi ogromnie dużo bardzo przyjemnych, pozytywnych odczuć (stąd "Lista Przyjemności").
Praktyka ta ma swoje korzenie w znanym wielu koncepcie "Dziennika Wdzięczności". Esencjonalnie mówiąc, koncept ów polega na wypisywaniu (najlepiej codziennie) poszczególnych rzeczy, za które jesteśmy wdzięczni - w Naszym życiu, czy w Naszym konkretnym dniu.
Rhonda Byrne (Autorka "Sekretu") w książce "The Magic" ("Magia") rozwija prosty koncept "Dziennika Wdzięczności" do formy stosowanej dwa razy dziennie. W "The Magic" praktykę tą prezentuje, używając nazw "Count Your Blessings" ("Licz Swe Błogosławieństwa") oraz "The Magic Rock" ("Magiczny Kamyk" - tak, poniekąd ten sam, o którym wspomina się w "The Secret").
Podczas Mojej przygody z "The Magic" zgodnie z zaleceniami Autorki używałem obu konceptów na co dzień, co generalnie było nawet przyjemne. Po raz pierwszy miałem tak naprawdę okazję poznać, jak to jest prowadzić coś w rodzaju "Dziennika Wdzięczności" codziennie (wcześniej zdecydowanie czyniłem to "od święta"). Nieco szerzej opisuję te (i inne) doświadczenia w cyklu audycji "Źródło Kreacji 'Special'" - dedykowanym wspomnianej książce "The Magic".
Wróćmy jednak do "Pleasure List". W jakiś czas po ukończeniu kursu "The Magic" odszedłem od owej "podwójnej", "stuningowanej kamykiem" formy - odnajdując Własną, tj. taką, w której czułem się najwygodniej, swobodnie i w pełni komfortowo. Formę ową nazwałem "Listą Przyjemności" - gdyż to określenie było w Moim odczuciu najbardziej trafne dla Mnie, a jednocześnie najbardziej w Moim guście.
Moja "Lista Przyjemności" nadal jest praktyką codzienną (najlepiej taką, od której dzień rozpoczynam) - niemniej niczego podczas niej nie spisuję. Zamiast tego, opowiadam o wszystkim co jest dla Mnie ważne - Mojej Drugiej Połowie :) . Prawdę mówiąc, odkryłem iż opowiadanie na głos działa dla Mnie nawet lepiej, niż pisanie: angażuje więcej emocji, więcej uwagi, więcej koncentracji. Przy opowiadaniu o kolejnych, poszczególnych źródłach Moich przyjemności (wdzięczności, ekscytacji, entuzjazmu, itd.) używam bowiem nie tylko słów, ale i całej warstwy niewerbalnej - dzięki czemu Moją listę wyrażam nie tylko w słowach, wyrażam ją również w uczuciach. Inaczej mówiąc, przy wykonywaniu tej praktyki Moją ambicją jest, by nie robić tego "dla zasady" i mechanicznie - wręcz przeciwnie: chcę czynić to prawdziwie i szczerze, całym Sobą. Uważam, iż jeśli doświadczam w Moim życiu czegokolwiek, za co mogę być prawdziwie wdzięczny - warto równie prawdziwie tą wdzięczność wyrazić. Tym bardziej, jeśli wielokrotnie jestem / czuję się prawdziwie szczęśliwy, podekscytowany, zainspirowany... jeśli doświadczam całego spektrum bardzo przyjemnych, przepełniających Mnie odczuć - chcę podziękować, chcę przekazać Moją wdzięczność Bogu / Wszechświatowi - i chcę zrobić to skutecznie, tj. najlepiej jak potrafię. Owszem, mógłbym zrobić to samo po prostu pisząc Moją listę - czyniąc tak jednakowoż wiedziałbym, iż nie sięgam po maksimum, na jakie Mnie stać.
W przywoływaniu na co dzień - w formie żywej retrospekcji - źródeł Mojej przyjemności dopatruję się swego rodzaju "odpowiedzi" - Mojej odpowiedzi, jakiej udzielam Bogu / Wszechświatowi względem przyjemności, jaką Mnie obdarza. Dopatruję się w tym również swoistej adoracji poszczególnych źródeł tejże przyjemności (a więc, co za tym idzie, i wdzięczności) - jak również pewnej szczególnej wibracji (wibracji docenienia, entuzjazmu, ekscytacji, pasji, inspiracji, odczucia prawdziwego szczęścia i wdzięczności).
W praktykowaniu Mojej "Pleasure List" niezmiennie doskonalę się w byciu jak najbardziej wnikliwym - nie sprowadzając się do stwierdzania samych li tylko faktów, ale i wnikając w powody, dla których je przywołuję. Przy każdym pojedynczym źródle Mojej przyjemności odpowiadam więc na pytania typu: "Jakie dokładnie uczucia to doświadczenie wzbudziło we Mnie?" oraz "Dlaczego?".
Z biegiem czasu "Pleasure List" stała się dla Mnie bardzo pogłębioną praktyką, wspomnianą adoracją Moich źródeł przyjemności każdego dnia - jak i z każdego dnia. Nie jestem przy tym tak bardzo restrykcyjny czasowo: Moje "Listy Przyjemności" nie muszą koniecznie dotyczyć tylko poprzedniego dnia - wielokrotnie też sięgam po koncepty, które przywoływałem już wcześniej (gdyż - mówiąc najkrócej - zdecydowanie na to zasługują). W efekcie Moja pojedyncza, typowa "Pleasure List" nierzadko potrafi zabierać Mi sporo więcej czasu, niż proste kilka, kilkanaście minut :) . Niemniej: dla Mnie jest to praktyka - jak również inwestycja - zdecydowanie warta każdej długości czasu (a miałem i takie sesje, które trwały w ciągu całego dnia! - ekstaza :) ).
"Drink z 'Wyższym Ja'" ;)
Jeszcze niedawno praktyka ta była znana pod nazwą "Wody Którą Kocham" - a prywatnie preferowałem nawet krótsze określenie: "Praktyka z Wodą". Jest to praktyka zainspirowana eksperymentami Masaru Emoto, jakie przeprowadził na zamrożonych próbkach wody, wcześniej poddanej działaniu różnorodnych intencji koncentrującego się nań człowieka. Pan Emoto przeprowadził wiele różnych wariantów - uzyskując bardzo interesujące i zadziwiające rezultaty. Mówiąc w największym skrócie: rezultaty eksperymentów wskazywałyby na istnienie namacalnego, bezpośredniego związku pomiędzy wodą - a stanem świadomości / emocji / "wibracji" w jej otoczeniu.
Przywołując teraz fakt, iż ciało ludzkie w ok. 60% składa się z wody - i jednocześnie zakładając, iż w eksperymentach dr-a Emoto "coś jest", możemy dojść do wniosku (lub przynajmniej uznać taką możliwość lub poczynić założenie), iż - analogicznie - istnieje bezpośredni i namacalny związek pomiędzy stanem Naszej świadomości i emocji, a kondycją Naszego ciała.
Przyjęcie takiego właśnie założenia zainspirowało Mnie swego czasu do stworzenia praktyki, w której posługując się szklanką wody (lub innego napoju - wedle gustu), "przekażę" jej pewne konkretne (pożądane, sprzyjające, twórcze, pozytywne, itp.) intencje, emocje... po czym wypiję zawartość Mojej szklanki z celebracją, namaszczeniem i uwagą - w duchu obranych odczuć i emocji, dopatrując się w tym (lub będąc przekonanym) konkretnego lub ogólnego, pozytywnego działania na rzecz Własnego organizmu.
Założenia są więc dość proste, niemniej jednak z biegiem wykonywania tej praktyki polubiłem jej pogłębianie, wykorzystując ją jako świetny pretekst do "modlitwy afirmacyjnej" - Mojego osobistego przekazu, czy też wręcz rozmowy z Bogiem / Wszechświatem, rodzaju dialogu - w którym, w odpowiedzi na Moje doświadczenia życiowe, odpowiadam: dziękując, doceniając, wnikając w..., celebrując... czasem prosząc.
Jeśli w praktyce owej używam słów, używam ich w myślach - starając się przy tym być jak najbardziej precyzyjnym w wyrażaniu tego, co pragnę wyrazić. Innymi słowy: niezmiennie kieruję się ambicją docierania do sedna sprawy, wnikliwego pogłębiania poszczególnych tematów, osiągając przy tym wysoki poziom wglądu... w Samego Siebie. Lubię wręcz z premedytacją nie zadowalać się prostymi odpowiedziami, tj. tymi które przychodzą w pierwszym odruchu, pierwszym skojarzeniu. Lubię powtarzać Sobie istotne pytania, typu: "Dlaczego coś czuję?", "Skąd dokładnie to się bierze?", czy też "Czym to w ogóle jest...?" i "Czy to jest najgłębszą prawdą - czy może istnieje jakieś 'drugie dno' we Mnie, odsłaniające głębsze przyczyny / źródła, być może zupełnie innej natury?".
W powyższym ujęciu Moją "Praktykę z Wodą" można uznać za swego rodzaju hybrydę opisanej wcześniej "Pleasure List" z Moim osobistym dialogiem z Bogiem / Wszechświatem... Sobą Samym / Własnym "Wyższym 'Ja'". Ze względu na to ostatnie określenie ("dialog z 'Wyższym Ja'") dziś zdecydowałem się ostatecznie na obranie nowej nazwy, którą będę od teraz stosował w kontekście tej praktyki - a która chodziła Mi po głowie już od kilku dni: "Drink z 'Wyższym Ja'" :) . Nazwa nieco żartobliwa, zainspirowana obecnością w praktyce tak "Wyższego 'Ja'", jak i szklanki wody ;) .
W Mojej książce "Sekret w praktyce" opisuję znacznie szerzej zarówno przykładowe wykonywanie tej praktyki w Moim życiu, jak i sam koncept "Wyższego 'Ja'" - toteż, jeżeli jesteś ciekaw, zapraszam do lektury.
Wątek "Praktyki z Wodą" / "Drinka z 'Wyższym Ja" chciałbym zakończyć, wspominając o pewnej ciekawostce... Wcześniej wspominałem, iż praktyka ta wywodzi się bezpośrednio z inspiracji eksperymentami pana Masaru Emoto. Nie jest to do końca prawdą - z czego z zaskoczeniem zdałem Sobie sprawę dopiero niedawno. Otóż kiedy tworzyłem tą praktykę i opisywałem ją po raz pierwszy (na łamach forum "Sekret w praktyce", istniejącego w latach 2008-2012) - nie pamiętałem, iż wykonywałem ją już kiedyś - lata wcześniej - zupełnie nie znając Sekretu, nie używając terminów typu "modlitwa afirmacyjna", itp. Miałem otóż pewnego razu w Moim życiu czas, w którym kręciło Mnie wstawanie wczesnym rankiem, przygotowywanie z celebracją pysznego Cappuccino i wyjście z nim na balkon - aby w otoczeniu przyrody (las, rzeka... drzewa, ptaki... pyszne, lekko-chłodne powietrze, przyjemnie zapowiadające kolejny, gorący, wakacyjny dzień) "pomodlić się wdzięcznością", adresując Moją modlitwę tak do Boga / Wszechświata - jak i wpływając nią naturalnie na ekscytujący Mnie, zdecydowanie ulubiony napój stygnący w filiżance.
Było to jedno z najbardziej przyjemnych doświadczeń w Moim życiu - i, co ciekawe, dopiero niedawno z zaskoczeniem zdałem Sobie sprawę, że przecież w gruncie rzeczy tamta celebracja i modlitwa stanowiły nic innego, jak lata później "wymyśloną" "Praktykę z Wodą". Uświadomienie Sobie tego / przypomnienie Sobie było dla Mnie zaiste bardzo zaskakujące i stanowiło dużą niespodziankę o Sobie Samym, która czekała nieco przykurzona w Mej pamięci, aby któregoś dnia niedawno oczarować Mnie takim zaskoczeniem :) .
"Imprint Podświadomości"
Do tej z kolei praktyki zainspirował Mnie Joseph Murphy (Autor znanej wielu "Potęgi Podświadomości" - której lekturę właśnie Sobie odświeżam). W Swej książce niejednokrotnie zwraca On mianowicie uwagę na istotny potencjał specyficznego stanu, jaki osiągamy "chwilę przed zaśnięciem" i "zaraz po przebudzeniu" - potencjał w kontekście rozmowy z Własną Podświadomością (a w szczególności przekazywania Jej pewnych idei, wizji, itp. - którymi chcemy natchnąć Nasze życie - lub ich w nim obecność pogłębić).
O specyfice tego stanu szerzej opowiadałem już swego czasu w jednym z odcinków audycji "Źródło Kreacji" - dokładnie w tym. Ponowna lektura "Potęgi Podświadomości" skutecznie zainspirowała Mnie, by systematycznie i regularnie korzystać z tego potencjału - co, przyznam, nie tylko daje Mi przyjemność i zadowolenie, ale i napawa entuzjazmem :) .
W przeciwieństwie do dwóch poprzednio opisywanych praktyk, w tej jedynej posługuję się samymi tylko afirmacjami - i to w niewielkiej ilości, aby praktyka nie trwała za długo (ryzyko "urwania filmu" :) ). Przy dobieraniu afirmacji przyświeca Mi cel, by były jak najbardziej trafne, ale i by "działały" dla Mnie jak najlepiej - tj. bym jak najbardziej je czuł. Nie mogą to być tak więc pierwsze lepsze, teoretycznie odpowiednie słowa - lecz takie, które będą skutecznie wywoływały konkretnie we Mnie pewne namacalne odczucia, czy - innymi słowy - powinny to być "żywe" afirmacje, afirmacje które czujesz, kiedy się na nich skoncentrujesz. Najlepszy efekt jest wtedy, kiedy zasypiam z uśmiechem na twarzy i w Duchu :) .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz