Tunele

„Tunele” - Roderick Gordon, Brian WilliamsKiedy rozpocząłem lekturę tej książki, wraz z pierwszymi scenami nieuchronnie nasunęły Mi się skojarzenia z „Metrem 2033” Dmitry Glukhovskiego – z oczywistych przyczyn: akcja obu powieści w sporej mierze rozgrywa się pod ziemią. Na tym jednak nie koniec skojarzeń: dalsze zagłębianie się w powieść odkryło, iż oba tytuły łączy ponadto psychodeliczny klimat – choć w „Tunelach” zasmakujemy go raczej szczyptę.

Kilka słów nt. fabuły? Akcja dzieje się w ogólnie rozumianych współczesnych czasach. Pierwszy plan zajmuje rodzina Burrowsów, odsłaniająca się oczom Czytelnika na samym początku pod postacią ojca i syna w samym środku przygody. Ojciec – doktor Roger Burrows – wiedzie pozornie monotonny i nużący żywot kustosza pewnego nie cieszącego się zbytnią popularnością muzeum. W domu większość czasu spędza w piwnicy, w której urządził sobie rodzaj azylu – gdzie w spokoju oddaje się lekturze kolejnych książek z frapujących go dziedzin. „Na boku” jednakowoż pan Burrows wiedzie równoległy, zdawałoby się pełen przygód żywot odkrywcy – pełnego entuzjazmu oraz pasji, wyszukującego coraz to nowe lokalizacje, pełne fascynujących znalezisk.

W trakcie jednej z takich wypraw poznajemy pana Burrowsa wraz z towarzyszącym mu synem, Willem – który poszedł w ślady ojca, dzieląc jego pasję. Co ciekawe, niebawem dowiadujemy się również, iż Will prowadzi równolegle własny, autorski projekt... W istocie, niedaleko pada jabłko od jabłoni :) .

Z biegiem czasu zamiłowanie Willa do kopania tuneli (bo właśnie tym zajmuje się w wolnych chwilach) nabiera głębszego znaczenia, głębszego niż samo tylko przejęcie zainteresowań po tacie.

Jak już wspomniałem, pan Burrows prowadzi swego rodzaju podwójny żywot: oficjalnie jako kustosz zamknięty w rzadko odwiedzanym muzeum, czy mąż/ojciec izolujący się w piwnicy własnego domu – nieoficjalnie natomiast jako rodzaj Indiany Jonesa, intensywnie zaangażowanego w coraz to nowe odkrycia. Pasja doktora Burrowsa wydaje się przesłaniać mu wszystko - a rodzina zdecydowanie z nią nie konkuruje... Sytuacja ta nabrzmiewa jeszcze bardziej, gdy tylko pan Burrows zaczyna być konfrontowany z tajemniczymi i intrygującymi odkryciami w jego własnym miasteczku Highflield – odkryciami wymykającymi się racjonalnym wyjaśnieniom. Przykładowo do rąk doktora trafia w którymś momencie tajemniczy artefakt, którego zasady działania nie potrafią wyjaśnić nawet zaprzyjaźnieni naukowcy ze środowiska akademickiego (przynajmniej bazując na nieinwazyjnych oględzinach). Inną sprawą jest odkrycie tajemniczych szybów, przypominających szyby wentylacyjne, sięgające daleko wgłąb ziemi i obecne „incognito” prawdopodobnie we wszystkich domkach na pewnym starym osiedlu... To jednak nie wszystkie intrygujące tajemnice, jakie odkrywają się przed Czytelnikiem z biegiem czasu.

Prędzej czy później bieg wypadków sprawia, iż ojciec – a później i syn – wyruszają, by tropić największą tajemnicę, wydającą się nieomal tajemnicą wszechczasów. Pan Burrows – ogromnie podekscytowany – oczami wyobraźni widzi już siebie otrzymującego nagrodę Nobla – jest tak bardzo zdeterminowany, iż wydaje się nie zauważać w ogóle jakiegokolwiek ryzyka, a porzucenie rodziny... nie hamuje go za bardzo. Will natomiast - zaintrygowany tak wspomnianymi już odkryciami, jak i nagłym, równie zagadkowym zniknięciem ojca - czuje się w obowiązku odszukać go, a i przy okazji być może również odsłoni rąbek tajemnicy...?

Opisując pokrótce rodzinę Burrowsów, warto wspomnieć jeszcze o pani Burrows – indywiduum spędzającym gros czasu... przed telewizorem (!). Jest to dla Mnie o tyle zaskakujący obraz, iż do tej pory w tej roli spodziewałbym się odnaleźć raczej jedno z latorośli. To jednak pani Burrows – jakimś zrządzeniem losu – „wylądowała” na fotelu z szeregiem pilotów oraz programem telewizyjnym pod ręką. Wydaje się, iż to telewizja stanowi cały jej świat – jej własną, prywatną pasję. Co ciekawe, podobnie do męża i pani Burrows - angażując się w swą pasję - wydaje się uciekać od dojrzałości: obowiązków podyktowanych rodzicielstwem chociażby – o jakiejkolwiek odpowiedzialności nie wspominając. Z biegiem czasu poznajemy tą osobę od jeszcze innej strony, nawet zaskakującej: gdy przestaje być w oczach Czytelnika totalnie apatyczną, żyjącą niemal w transie kobietą. Jest to jednak tylko impuls, nic więcej – jak wspominałem, jakiejkolwiek dojrzałości i odpowiedzialności w tej osobie doszukiwać się trudno.

Córka państwa BurrowsRebeka - to natomiast zupełne przeciwieństwo matki: imponująco zaradna, 12-letnia dziewczynka, która w praktyce – o zgrozo – stanowi głowę rodziny. Kiedy oboje rodziców ucieka na co dzień we własny świat, to właśnie Rebeka dba, by wszystko było zapięte na ostatni guzik - mając na uwadze wszelkie formalności dnia codziennego, takie jak organizacja zakupów, przygotowywanie posiłków, dbanie o uregulowywanie rachunków, itd. Rebeka wydaje się przy tym wybitnie skrupulatna i zdyscyplinowana – na pierwszy rzut oka można by określić ją mianem nad wyraz dojrzałej, jak na swój wiek. Z biegiem czasu jednakowoż dowiadujemy się, jakaż to straszliwa prawda kryje się za jej „uporządkowaniem” i pedantyzmem.

Pomimo iż Will ma 14, a jego siostra 12 lat – „Tunele” nie są zdecydowanie powieścią dla dzieci. W tym ujęciu są w Moim odczuciu podobnie przewrotne, co saga o Harrym Potterze, która w pewnym momencie zaczęła być niepokojąco wręcz „ciemna” i psychodeliczna. „Tunele” – jak wspominałem wcześniej – nie są „aż tak bardzo” psychodeliczne, niemniej jednak uważny Czytelnik dostrzeże, iż autorzy nie szczędzą pewnych detali w opisach – nie ograniczając się do łagodnych uproszczeń, czy dziecinnych skrótów myślowych. Czytając książkę miałem wrażenie, iż – wrzucając tu i ówdzie dawkę realizmu – autorzy starają się tak urealnić akcję swej powieści, jak i uczynić ją bardziej oddziaływującą na Czytelnika, bardziej poruszającą, mroczną, mrożącą krew w żyłach może. Książka w niejednym miejscu nie szczędzi Czytelnika, jak i głównych bohaterów – konfrontując ich z ciężkimi, traumatycznymi wręcz czasem przeżyciami. „Tunelom” tym samym zdecydowanie daleko do grzecznej powieści dla dzieci i młodzieży.

Co ciekawe, pod pewnym kątem „Tunele” można by postrzegać jako powieść drogi – podobnie jak wspominane już „Metro 2033”. W obu powieściach mamy do czynienia ze stosunkowo młodym i niewinnym przez to, głównym bohaterem – brutalnie skonfrontowanym z bezprecedensowym, nierzadko otwarcie wrogim, psychodelicznym wręcz otoczeniem.

„Tunele” stanowią tak naprawdę pierwszy, otwierający tom sagi panów Rodericka Gordona i Briana Williamsa – którego akcja – niestety, albo i „stety” – urywa się nagle, niwecząc tym samym wszelkie nadzieje Czytelnika na „poukładany happy end”. Książka nie jest jednak zakończona na czarny sposób – nie jest bowiem zakończona w ogóle, będąc raczej przerwaną. Jeżeli Czytelnik zagustuje w powieści, nabierając apetytu na ciąg dalszy – będzie mógł sięgnąć po następne tomy, których istnieje już dobrych kilka :) .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz