Separacja

2003.07.22

Popijając Cappuccino Evelyn spogląda na mnie żartobliwie podejrzliwym wzrokiem. Z początku z uśmiechem nie zwracam uwagi, udając skupienie nad książką, ale ona wygrywa, widzi to po zmianach na mojej twarzy, tym samym jednocześnie jeszcze bardziej podejrzliwie i w humorystycznej atmosferze patrzy się na mnie. W końcu porzucam książkę definitywnie, nie chcąc dalej udawać i spoglądam otwartym i szczerym spojrzeniem w Jej oczy, pytająco.

- O co chodzi? - zadaje mi pytanie. Przejrzała mnie na oczy, dzisiejszego poranka od samego początku jestem nie w sosie, to widać, a przynajmniej Eve to rozgryzła, najpewniej od razu i bez większych komplikacji ;). Mógłbym nie odpowiadać, lub odpowiedzieć wymijająco, ale nie przy Niej. Poza tym mam ochotę na szczerą rozmowę, na rano to nam dobrze zrobi.

- Martwię się o Ż. Wczoraj zastanawiałem się, czy nie jesteśmy aby w czymś w rodzaju separacji. - powiedziałem powoli, wpatrując się to w Nią, to w las za oknem.

- Skąd takie przypuszczenia u Ciebie? - pyta, drążąc temat.

- Widzisz, inaczej to sobie wyobrażałem, myślałem, że na tych wakacjach będziemy widywać się częściej, przygotowałem nawet plan awaryjny, który zapewniał nam stałe wspólne chwile. Ani z tego planu, ani z częściej następujących po sobie spotkań nic nie wyszło...

Evelyn milczy... słucha, czekając dalszego ciągu... jak gdyby wie, że chcę się wygadać.

- Wiesz, nie chodzi o to, że chcę Ją ubezwłasnowolnić, czy w ogóle dać szansę na to, by się tak przeze mnie poczuła. Nie przeszło mi to przez głowę. Z mojej strony nie widziałem jednak niczego złego w tym pragnieniu częstszego spotykania się. Stereotypowo zaraz pojawiają się kwestie typu: czy może nie mam do czynienia z rozminięciem się intensywności pragnień? Nie wiem. A może Ona się czegoś obawia? Ale czego? Jeżeli tak jest, chciałbym od razu to usłyszeć. Nie potrafię sobie wyobrazić, czego może się obawiać w moim kontekście. - chwilowo skończyłem, czekając na Jej reakcję.

- Co czujesz w związku z tym? - pyta.

- Pewien zawód... tym bardziej że... po tych wakacjach już się w ogóle nie będziemy widywać, prawie w ogóle. Będą to lakoniczne spotkania, które też sobie cenię, ale których lakoniczności nie da się zburzyć, jeśli w ogóle do nich dojdzie - będą lakonicznie, Ona bowiem przez dłuższy czas będzie poza moim zasięgiem. Wiesz, że nie lubię myśleć o Jutrze, a jednak cień Jutra pada czasem na to, że te wakacje wydają mi się ostatnią szansą na znalezienie intensywniejszego, wspólnego języka. Może to tylko z mojej strony... niczego nie wymagam. Nie postrzegam tej relacji jako "coś za coś", brzydzę się takim podejściem. Ale po prostu chciałbym się z Nią częściej widywać. Rozmawiać. Nie myśląc o tym, że za jakiś czas wyjedzie daleko... Czasem znów myślę, że jestem do tego stworzony, do takiego trybu, w którym to moje pragnienie częstotliwości jest czystą mrzonką, u mnie tak nigdy nie było, żebym miał do czynienia z jakąś częstotliwością, dzięki temu, że jestem outsiderem, teraz może wychodzę poza własny, właściwy schemat, a że nic niewłaściwego się nie dzieje...

- Może zostaw to tak, jak jest? Może faktycznie zbyt komplikujesz sprawę? Wiesz przecież, że Ona ma tzw. Swoje życie. Rozmawialiśmy przecież niedawno o "przystani", pamiętasz? Przystań, port... to są miejsca, do których się WRACA. Nie - w których się przebywa. - po czym łagodnym ruchem wypiła następny łyk Cappuccino.

- Masz rację Evelyn... masz rację.

- No już, przestań się zapamiętywać tak w sobie, uśmiechnij się, mamy piękny poranek. - Jej promienny uśmiech rozproszył wszystkie mroczne cienie w moim sercu. Nie mogło być -inaczej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz