Uwaga: niniejszy tekst zawiera masę spoilerów, stąd nie polecam jego lektury Czytelnikowi, Który nie zakończył już piątego tomu sagi.
Aktualnie jestem już dość mocno „wdrożony” w piąty tom herbertowskiej sagi s.f. o „Diunie” – dziś chciałbym podzielić się kilkoma spoilerami w temacie, jak bardzo zmienił się Wszechświat Diuny od czasów panowania Leto II (czwarty tom), czy też w ogóle w porównaniu z wszelkimi poprzednimi częściami.
Jak pisałem w innym miejscu, cechą charakterystyczną tomów sześcioksięgu Herberta są spore przerwy czasowe, oddzielające od siebie poszczególne tomy. W efekcie możemy obserwować wiele zmian... co może bardzo rzucać się w oczy w tomie piątym – „Heretycy Diuny”.
Krótka charakterystyka fabuły
O czym, najogólniej mówiąc, traktuje ten tom? Przede wszystkim – w odniesieniu do poprzedniego tomu, opisującego rządy Leto II – mocno przeskakujemy w czasie. Lądujemy w okresie, gdy Diuna znów jest w sporej mierze pustynną planetą, a wielkie czerwie... powróciły. Czytelników poprzedniego tomu ów stan rzeczy nie powinien dziwić, został bowiem dokładnie przepowiedziany przez samego Boga Imperatora.
Co ciekawe, piąty tom koncentruje się mocno na dwóch frakcjach-„kastach ludzkości”: Bene Gesserit oraz Tleilaxanach. Zakon żeński jest właśnie w trakcie realizacji nowego, tajemniczego planu – w którym główną rolę wydawałoby się, będzie pełnił nowy ghola: znów ów sławny Duncan Idaho. W tym miejscu ujawnia się rola Bene Tleilax, dostarczającej Bene Gesserit gholi podobnie, jak to miało miejsce w czasach Leto II – i podobnie jak wtedy, współpraca ta nie ogranicza się do pojedynczego „egzemplarza”. Aby zakończyć ekspresowy opis tej gałęzi fabuły wspomnę jeszcze, iż bardzo intrygującym wydaje się wzmianka o związku ponownego powołania do życia gholi Duncana – z pojawieniem się na Rakis „dziewczynki potrafiącej rozkazywać czerwiom”...
Innym istotnym elementem fabuły są „Rozproszeni” – ludzie, którzy (również zgodnie z przepowiednią Leto II) w czasach kryzysu i głodu następujących po jego śmierci, opuścili rodzinne systemy i rozproszyli się po Wszechświecie. W tomie piątym mamy do czynienia z ich powrotem – dość intrygującym, gdyż o niejasnych, niekoniecznie etycznych motywach.
Zaskoczenia, niespodzianki
Spory okres czasu, jaki oddziela tom piąty od czwartego, rodzi wiele zaskoczeń oraz niespodzianek. Duży potencjał nowości kryje się w samych „Rozproszonych”, którzy – jak można było się domyślać – wykształcili poza rodzimymi systemami własne systemy wierzeń, własną technologię, itd. – stając się tym samym niejako „boczną gałęzią ewolucji” ludzkości. Ci, którzy pozostali – oczywiście wiernie kultywowali tradycje własnych frakcji, inwestując we własny rozwój. O ile jednak w ich przypadku jest to nadal rozwój w granicach czegoś, co już znamy (jako wierni Czytelnicy „Diun” :) ) – o tyle w przypadku „Rozproszonych” właściwie nie wiemy, czego możemy się spodziewać (a istnieją przesłanki, iż będzie to spora dawka nowości). Jedyną wskazówką może być fakt, iż Rozproszeni – naturalnie – u swych korzeni wyszli z tradycji dotychczasowej ludzkości, ale to, co stało się potem... można by okireślić nie tylko mianem wspomnianej już „bocznej gałęzi ewolucji”, co wypaczeniem. Widać to świetnie na przykładzie frakcji Czcigodnych Macierzy – które zdają się stanowić odpowiednik Matek Wielebnych Bene Gesserit – przy czym skala różnic jest tak spora, iż same Matki Wielebne określają je bezceremonialnie mianem „dziwek” ;) .
Rozproszeni nie posiadają jednak monopolu na niespodzianki i nowości – już w samych macierzystych systemach herbertowskiego Wszechświata wiele się zmieniło.
Po pierwsze, stała się rzecz niesamowita: wreszcie został złamany (a)rakiański monopol na melanż (!!!). Kto by przypuszczał, że Tleilaxanie z biegiem czasu nauczą się syntetyzować przyprawę w zbiornikach aksolotlowych?!? Rzecz wydawała się przecież tak unikatowa i niedosięgniona, wręcz niemożliwa – to dzięki niej przecież Diuna stanowiła tak wyjątkową planetę w skali całego Wszechświata, przez tak długi czas. Być może jednak Herbert pokazuje Nam, iż z biegiem czasu uda się rozpracować wszystko...?
Przełamanie monopolu przyprawowego, to nie koniec – został również złamany monopol Gildii na wytyczanie bezpiecznych tras przez ogromne, kosmiczne rubieże: Xianie opracowali bowiem technologiczny odpowiednik Nawigatora Gildii, w czego powodzenie – o ile dobrze pamiętam – nie wierzył nawet sam Leto II. A jednak...
Kolejna nowość – Tleilaxanie opracowali nową generację niewykrywalnych Tancerzy Oblicza, co samo w sobie może już pożądnie zatrząść rozkładem ludzkich sił we Wszechświecie. Czy i na ile okaże się to skuteczne... nie zdradzę :) . Tak czy owak, istnieje jednakowoż jeszcze jedna ciekawostka nt. ewolucji Tancerzy Oblicza: w pewnym momencie okazuje się, iż postąpiła ona zbyt daleko, co dało paradoksalny efekt: Tancerz Oblicza niejako „utopił się” we własnej roli (!!!) ;) . Jest jedna wysoce zabawna scena, która ilustruje to odkrycie – przyznam, dobrze się wtedy ubawiłem, obserwując wysoce zmieszanego i zdezorientowanego Mistrza Mistrzów Tleilaxan :) .
Ewolucja nie dotknęła tylko Tancerzy Oblicza – również w temacie gholi zostało osiągnięte coś, czego istnienie wielokrotnie wcześniej zastanawiało Mnie w kategoriach „co by było, gdyby...” – w tym przypadku, uwaga, uwaga: co by było, gdyby nowy Duncan Idaho posiadł możliwość wglądu we wspomnienia wszystkich swoich poprzedników?!? Whoooaaa. Spoiler nade wszystko ;) .
Dziewczynka rozkazująca czerwiom
To właściwie kolejna wielka – i może nawet najbardziej zagadkowa rzecz w całym piątym tomie. Dziecko, wobec którego w istocie czerwie pustyni wydają się okazywać posłuch. Co takiego za to odpowiada, jaki fenomen? Na tym etapie lektury jeszcze nie odkryłem, co za tym stoi – fascynuje Mnie tworzenie hipotez związanych z rozproszoną, podobno obecną w czerwiach (wierzę w to) świadomością Leto II.
Pomniejszą niespodzianką (a może tylko nie doceniam jeszcze jej potencjału, gdyż nadal jestem w trakcie lektury) są zaskakujące umiejętności – tak mentata Milesa Tega, co nowego gholi Duncana Idaho. Szczególnie odkrycie zdolności Tega w pewnej scenie (kiedy był torturowany) było dla Mnie niesamowite i wielce zaskakujące – czytało się z zapartym tchem i wielkim „Efektem ‘Wow’”.
Inną pomniejszą nowością są prawdopodobnie statki pozaprzestrzenne – nie jestem pewien, ale wcześniej chyba nie były obecne.
Co najbardziej Mi się podoba?
Przede wszystkim to, iż dzięki zogniskowaniu w tej części na frakcjach Bene Gesserit i Bene Tleilax mogę o wiele lepiej poznać je obie – co nie było dostępne dotąd (w dotychczasowych tomach) na taką skalę. Czytając, ma się wrażenie iż oglądamy obie frakcje przez dobre, wnikliwe szkło powiększające – i to to, co w nich najbardziej interesujące. Co ciekawe, efekt takiego „wglądu” jest bardzo zaskakujący: niejednokrotnie dowiadujemy się rzeczy, o których nie podejrzewalibyśmy samych zainteresowanych. Przykładowo zostaje przed Czytelnikiem odsłonięta „prawdziwa twarz” Tleilaxan... z ich własnym, kosmicznym planem, oraz asami z rękawa, których nie spodziewał się chyba nikt. Prawie od podszewki poznajemy również Bene Gesserit, poprzez znacznie bardziej wnikliwą obserwację kilku sióstr, wraz z ich własną historią; dowiadujemy się o nowych specjalizacjach Zakonu (które wcześniej nie były raczej omawiane – takie jak imprinterki), jak również poznajemy, jak działają w praktyce wysublimowane metody Bene Gesserit, z Missionaria Protectiva na czele.
Jeżeli miałbym pokusić się o opisanie jednym zdaniem piątego tomu, napisałbym iż dzięki skali niespodzianek, zmian oraz nowości porządnie wstrząśnie on Wszechświatem Diuny :) .
Zabawnie czyta się inaczej przełożone nazwy :) tancerze oblicza :) u mnie to Maskaradnicy. Matrony też brzmi lepiej niż Macierze.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o nową generację maskaradników, to wątek dziwny, bo mieli być niewykrywalni, a praktycznie wszyscy, którzy umieli wykrywać starych szybko zaczęli wykrywać też nowych.