Obraz czasu

2003.06.26
Siedziałem w fotelu i obracałem w dłoniach mój rozpoczęty maszynopis. Jeden z tych nowszych. Przypominał mi nienarodzone dziecko. Nie całkiem. Odłożyłem kartkę na stół i spojrzałem na Evelyn, która czytała w moich myślach.
- "Niepotrzebne mi odbicia w lustrach innych ludzi." Lánit... nie zaprzeczaj temu. Nikogo nie możesz zmusić do tego, by harmonizował Myślą z Tobą.
- Wiem... ale podałem dla nich wystarczająco intensywną pigułkę, zawierającą intensywny wkład emocjonalny. Jak mam odbierać ich milczenie?
- Wiesz, jak masz to odbierać. Pamiętasz, co kiedyś powiedziałeś? Że Twoja rola jest bardziej obserwacyjna, Twój wkład nigdy nie będzie bardziej aktywny, jeżeli w kręgach, w których się obracasz, nie będziesz miał wystarczającej ilości punktów zaczepienia. Nie mówmy już o tym może, temat jest drugoplanowy.
- Wiesz, że mam ochotę ostatnio porozmawiać z kimś o Bogu?
- O Bogu? Dlaczego? Jak myślisz? - zapytała Evelyn, jak gdyby otrząsając się z mgiełki uśpienia, jaką wokół roztoczyłem moim nieco zasmuconym rozmyślaniem.
- Sęk w tym, że nie wiem. Podejrzewam, iż wyszłoby to w rozmowie...
- Widziałeś Ją dzisiaj?
- Tak... pojawia się co jakiś czas... to senna droga, prowadząca mnie ku jednemu celowi, do jednego Domu... Czułaś się kiedyś... niepełna? Jakoś wyraźnie, znacząco niepełna?
- Nie. Wiesz dlaczego.
- Wiem. Wiesz, że fakt, iż wyszedłem poza czas i mam pewne przeczucia... jak wiesz... obdarza mnie jakąś ulgą?
- Można było tak przypuszczać... człowiek obawia się wielu rzeczy, ale tak naprawdę boi się niepewności, np. czających się w ciemności bestii - ale nie jest pewien, czy one tam są, czy nie. Rodzice, którzy nie wiedzą, czy ich dziecko, które zaginęło dawno temu, żyje jeszcze, czy nie - cierpią o wiele bardziej, niż gdyby wiedzieli jednoznacznie.
- Ale kiedy wiem już wiele i pewne smutne zdarzenia z mojego życia, z tzw. przyszłości, dotyczące tylko mnie, nie są już dla mnie zaskoczeniem, odczuwam ulgę... jednoznaczną z zaakceptowaniem pewnych faktów. Wszystko sprowadza się do akceptacji samego siebie. Nie do zaprzeczania sobie, itp. Wiesz, co mnie boli w tym wszystkim?
- Niewykorzystany potencjał. Nie Ten świat. Nie grasz w Swoim filmie. Ale wiesz przecież, że to przejściowe? Zatrzymujesz się na sekundach, na potencjalnie przyszłych i na zaginionych przeszłych... jeszcze.
- Zdaję sobie sprawę, jak wspaniałą jest pełna adaptacja i zespolenie z Chwilą. Nie ma wtedy czasu, obrazy wokół Ciebie to zlewają się własną szybkością, to rozciągają się na całej swojej rozciągłości - i zawsze widzę więcej dzięki temu. Ciągły ruch... za jego sprawą wymyślono coś takiego, jak czas.
- Chodź... pokażę Tobie kilka moich szkiców czasu i przestrzeni. Rozrywam teoretycznie jednoznaczną jednowymiarowość kartki i pokazuję, jak dla mnie wygląda czasoprzestrzeń, w której pełno pseudostałych faktów. Przypominają mi lodowe szpilki, albo krople wody...
- Wyrywasz mnie z mojego smutnego zamyślenia :)?
- Tak. Przecież wiesz, że tak naprawdę tylko lód jest zimny, a lód zawsze się roztapia. Amplituda temperatur naszych Dusz w kontekście świata otacza nas przezroczystą mgiełką...
- Przezroczystym pancerzem...
- Przez który nie przenika nic niestałego i nieprawdziwego...
- A tylko przelatuje... z wiatrem.
- Chodź, poza tym pokażę Tobie, jak namalowałam pocałunek.
- Malowałaś pocałunek? - zapytałem zdziwiony.
- Dlaczego nie? - zapytała mile wzburzona moim pytaniem. - Widzisz...? To są dwie czasoprzestrzenie zespolone dokładnie w jednym punkcie, oddałam ich potęgę, aby podkreślić szczegół tego punktu w centrum obrazu. Postacie ludzi tylko zakreśliłam delikatnie, ze względu na niestałość i nieprawdziwość ich ciał.
- Uczucia towarzyszące zbliżeniu zdają się emanować, promieniować całą gamą barw, do ziemi, do nieba, wokół... To przypomina skrzydła :).
- "Miłość uskrzydla", tak mogłabym zatytułować ten obrazek. - po czym zaczęliśmy się śmiać. Cieszyłem się Chwilą z Jej obecności. Tylko ja i Ona wiemy, dlaczego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz