Dolina Laureen

2004.06.17

Umknąłem ledwo, o włos nie spotkałem się z ulewą, którą zapowiedział porywisty wiatr oraz pomrukiwania burzy. W Dolinie Laureen już na dobre zagościł sezon burz, za co tradycyjnie byłem wdzięczny naturze.

Zanim dziś wziąłem się do pisania, myślałem o tym czy nie spisać tutaj historii Laureen, która stanowiła by odpowiednią genezę nazwy miejsca, w którym przebywam już dość długo w skali tego życia. Odłożę to jednak na później... z moją chęcią, samozaparciem, energią, czy też po prostu weną do pisania jest ostatnio różnie... być może dziwnie, nie wiem. Dużo spaceruję, a raczej snuję się po Dolinie, czasem zachodząc w las, czasem słuchając rzeki. Ostatnie kilka, kilkanaście dni (a może dłużej, nigdy nie miałem dobrej rachuby czasu) są dla mnie spokojem, wyciszeniem, ustatkowaniem. Po epizodycznej, intensywniejszej pracy związanej z pewnym projektem, wyciszyłem się jeszcze bardziej. Bardzo myślałem o Tobie. Mógłbym napisać, iż "bardziej myślałem o Niej", ale taką formą wzmógłbym tylko moją ciszę wokół. A staram się tego unikać, zatapiając się w niej - zapominam. To stan pomiędzy życiem a śmiercią, lub snem i jawą.

Coś napisałem, jeśli chodzi o wiersze. Pracuję od czasu do czasu, jeśli tylko odwiedza mnie Wena, spisując siebie na kolejnych stronach "Ducha na wietrze". Jest mi z tym dobrze, gdyż wystarczająco szanuję siebie, daję posłuch samemu sobie, spełniam się, pisząc - potem czuję się nie tyle lepiej, co... odczuwam swego rodzaju ulgę.

Teraz trudno mi już określić jednoznacznie mój stan, czy nawet wyodrębnić jego części składowe. Mogę napisać tylko, że jestem spokojny i zamglony, podobny do tych mgieł na wrzosowiskach, pomiędzy drzewami i nad rzeką. Od kilku dni odczuwam przeobrażenie się świata bezpośrednio wokół mnie - wycisza się ze mną, staje się okładem, lub też kokonem, a może po prostu sennym miejscem, co mi nie przeszkadza. Czuję się, jak gdybym podróżował majestatycznie płynącym pośród mgieł statkiem, okrętem swobodnym, lecz wolnym, którego ruch jest właściwie ledwo wyczuwalny. Dokąd zmierzam?...

Myślałem nad określeniami relacji moich międzyludzkich - tak naprawdę są zbędne. Ujrzałem, iż... gdy znika deszcz, gdy opada mgła - pojawiają się pustynne piaski. To sprawiło, iż wróciłem do ulewy, w ognisko burzy, w śpiew wichru. Zatopiłem się we własnej melancholii, spokoju i głębi. Głębia, to dobre określenie. Mgielnie, głęboko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz