Stoję plecami do okna, machając rutynowo ramionami - kiedy przechodzi Mnie myśl, iż to niedobrze, niegodnie: stać tyłem do natury, odwróconym do nieba. Reflektuję się więc i odwracam, po czym doznaję szoku: beton! Beton za oknem! ...
Potrzebuję chwili, aby zrozumieć - skąd taka wyraźna reakcja. Zdaję Sobie sprawę z następującej po szoku myśli, która błyskawicznie przeszła Mi przez głowę: oto następna krytycznie ważna wytyczna opisująca Moje nowe miejsce zamieszkania: nic nie może Mi przesłaniać horyzontu za oknem. Nic nie może naruszać przestrzeni pomiędzy Mną, a Naturą.
...później, na spacerze wspominam miasteczko Mojego tutejszego pochodzenia, gdzie za oknem - w odległości kilkunastu kroków - miałem las... Dochodzę do zaskakującego (czasem jeszcze) wniosku, iż to dzięki temu właśnie w sporej mierze czułem się tam jak w domu... Dzięki owej bliskości z Naturą, dzięki dosłownemu życiu na Jej łonie. Las za oknem... jednym, jak i drugim - z drugiej strony - bez oszustw, bez iluzji. Małe miasteczko, nie stanowiące wyspy urbanistycznego oceanu, lecz część integralną większego leśnego kompleksu, regionu.
Wspominam drogę pomiędzy dawnym miastem wojewódzkim, a Moim miasteczkiem. Prowadzącą przez las... las... i las. Wąskawa, asfaltowa, wijąca się malowniczo pomiędzy bogactwem zieleni, droga... jakże przyjemne otoczenie. Jakże przyjemnie przebywać w miejscu, z tą świadomością iż przynależy ono do większego, znacznie większego leśnego organizmu, który oddycha... i spaja to wszystko, scala, czyni bardziej wiarygodnym - niż jakikolwiek warszawski park, który udaje.
Las za oknem... Myśląc o tym wstrząsie widokiem betonowej ściany dochodzę do wniosku, iż sporą rolę odgrywa dla Mnie przestrzeń. Obecność pustej, przestronnej przestrzeni - która musi Mnie otaczać, otaczać Moje domostwo - by było czym "oddychać", by można się było czym delektować. A może nawet byłoby jeszcze lepiej mieć chatkę hobbita, wydrążoną w pagórku i właściwie prawie w ogóle nie odróżniającą się od otaczającej ją przyrody? Łagodna obecność... łagodna obecność człowieka. Symbioza. Któż pokusił się na to? Nie ma pokuszenia, ani nawet cienia ambicji w betonowych blokach, osiedlach, dzielnicach; nie ma śladu w wytrawnych willach, czy jakimkolwiek innym budownictwie, którego obcość na tle natury widać na kilometr.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz